Widzisz szczupłego młodzieńca o lekko rozwichrzonej fryzurze. Patrzysz w jego nieruchome, puste oczy, spoglądające gdzieś w dal ponad Twoim ramieniem i zastanawiasz się, czy on również – jak wielu dawnych władców i przywódców – był szaleńcem? Czy miał jakąś niewytłumaczalną obsesję na punkcie łabędzi, baśniowych budowli i średniowiecznych legend? W końcu Ludwik II nazywany był także Królem „Szalonym” czy „Bajkowym”, ale o tym dowiedziałam się dopiero po powrocie do domu, szukając informacji o ekscentrycznym bawarskim monarsze. Jednak pierwsza refleksja na temat poczytalności władcy pojawiła się w mojej głowie właśnie tutaj, w zamku Neuschwanstein – gdy na samym początku zwiedzania powitało nas skromne popiersie młodego Ludwika…
Wolą króla było, aby żaden obcy człowiek nigdy nie dostał się do jego zamku. Paradoksalnie, obiekt ten jest obecnie jedną z najczęściej odwiedzanych i fotografowanych atrakcji turystycznych w Europie. Niemalże każdego dnia przewijają się przez niego setki, a nawet tysiące zwiedzających z całego świata (łącznie ok. 1,3 mln osób rocznie!). Niezrażeni popularnością tego miejsca, do grona odwiedzających dołączyliśmy również i my.
Nasza droga z Putzbrunn pod Monachium do miejscowości Schwangau przebiegała w pięknej scenerii. Gdy na horyzoncie pojawiły się pierwsze ośnieżone szczyty Alp, obydwoje zachwycaliśmy się widokami zza szyby samochodu. Kręta szosa zanurzała się raz po raz w gęstej mgle niczym w rozlanym mleku, a na zielonych łąkach co rusz pasły się śliczne, alpejskie krowy. Widząc tradycyjne przydrożne zajazdy i pensjonaty, mieliśmy ochotę zatrzymać się w jednym z takich miejsc i nacieszyć trochę Bawarią. Plan tego dnia był jednak zupełnie inny.
Dojeżdżając do Schwangau, zobaczyliśmy go w oddali. Zamek z czołówki Disney’a! (a raczej jego pierwowzór – ale nic nie poradzimy na to, że od zawsze tak nam się kojarzył ;)). Pierwsza reakcja? Śmiech i jakaś niewytłumaczalna radość, a z drugiej strony zdziwienie, bo nagle coś, co znasz jedynie z fotografii, ukazuje Ci się na żywo… i jest zupełnie inne, niż obrazy, które wykreowała sobie Twoja wyobraźnia. Zamek Neuschwanstein z daleka wydaje się maluteńki i niemalże ginie na tle ciemnej, majestatycznej góry, porośniętej gęstym lasem. U jej podnóża, za ogrodzeniami rozległych gospodarstw rolnych, toczy się spokojne życie, a przyjezdni zatrzymują się przy drodze, aby sfotografować wypoczywające pod drzewem krowy.
Będąc już w turystycznym centrum miasteczka Schwangau, przed zwiedzaniem decydujemy się na niemiecką przekąskę – olbrzymie precle z solą (nazywane tutaj „Bretzel”) i kawę. W kawiarni nie było już miejsc siedzących, ale my bez narzekania zabraliśmy się za jedzenie na świeżym powietrzu.
Mamy do wyboru trzy możliwości dostania się na górę, do zamku – pieszo, autokarem albo bryczką. Oczywiście wybieramy opcję numer 1. Chwilę jeszcze przyglądamy się żółtej bryle sąsiedniego zamku Hohenschwangau w towarzystwie dorożek i zapachu końskiej kupy, po czym ruszamy na górę.
Droga jest dość męcząca, ale wdychanie świeżego, górskiego powietrza świetnie wpływa na nasze samopoczucie. Poza tym uśmiechy na naszych twarzach wywołuje widok bajkowych wieżyczek zamku wyłaniających się powoli zza wierzchołków drzew, a także azjatyccy turyści fotografujący na ścieżce dosłownie wszystko, nawet zwyczajny murek porośnięty mchem (tłumaczymy sobie to w ten sposób, że w końcu Europa to dla nich taka sama egzotyka, jak Azja dla nas…).
Dopiero na szczycie wzniesienia dostrzegamy ogrom zamku. Jest absolutnie wspaniały, a określenia „bajkowy” i „magiczny” może i są oklepane, ale pasują do niego jak ulał. Jednak sam Neuschwanstein to nie wszystko – szum górskiej rzeki Pöllat i drzewa przybierające powoli jesienne szaty nadają temu miejscu trochę nierzeczywisty, baśniowy klimat…
Przekraczamy bramę posiadłości Ludwika znajdującą się w budynku bramnym, od zewnątrz pokrytym pomarańczową cegłą, zaś od strony dziedzińca – żółtym wapieniem, kontrastującym z jasną szarością pozostałych części zamku. Natykamy się na spory tłum wycieczkowiczów czekających na swoją kolej – ustawiono tutaj nawet wyświetlacze informujące o numerze aktualnej wycieczki, podobne do tych, które można zobaczyć na przystankach autobusowych. Staramy się jednak nie zwracać uwagi na gwar i wszechobecnych turystów, podziwiając otaczające nas mury eklektycznej budowli, a także żelazny Most Marii (Marienbrücke) zawieszony nad rzeką Pöllat na wysokości 984 m, z którego błyskały wycelowane w naszą stronę flesze aparatów fotograficznych.
{W pomieszczeniach obiektu obowiązuje zakaz robienia zdjęć oraz filmowania, dlatego nie zobaczycie w tym wpisie żadnego obrazu przedstawiającego wnętrza zamku. Pozostają mi jedynie słowa.}
W końcu przychodzi czas na nas. Po krętych schodkach zmierzamy na trzecie piętro, gdzie dostajemy audio-przewodniki (pani z obsługi automatycznie wydała nam słuchawki zaprogramowane na język chiński, lecz spoglądając na nasze twarze szybko zamieniła je na właściwe;)).
Na początku warto wspomnieć, że budowa zamku Neuschwanstein rozpoczęła się w 1869 roku, lecz obiekt ten nie został nigdy ukończony. Mimo, iż wzorowany był na zamkach średniowiecza, jego wnętrza zostały wypełnione po brzegi najnowocześniejszymi urządzeniami XIX wieku, takimi jak telefony, podgrzewacze bieżącej wody czy automatycznie spłukiwane toalety…
Długi korytarz z sufitem utworzonym z fantazyjnie zdobionych sklepień krzyżowych, prowadzi nas do kolejnych pomieszczeń. Przechodząc przez utrzymaną w stylu neogotyckim sypialnię Ludwika, przyozdobioną błękitnymi tkaninami, w której wciąż stoją bogato rzeźbione meble (między innymi łoże z baldachimem i ogromny fotel z pulpitem do czytania), mam wrażenie, jakby jeszcze kilka chwil wstecz przechadzał się po niej sam władca. Na ścianach namalowano sceny ze średniowiecznej sagi o Tristanie i Izoldzie. Podobne malowidła, uwieczniające historię legendarnego Rycerza łabędzia – Lohengrina, znajdują się w królewskim salonie, zaś największe pomieszczenie zamku – mieszcząca się na czwartym piętrze Sala Śpiewaków – pokryta jest freskami przedstawiającymi życie kolejnego średniowiecznego bohatera – rycerza Parsifala. To tutaj, zgodnie z życzeniem króla, miały być odgrywane opery Ryszarda Wagnera, czego władca niestety nigdy nie doczekał za życia. Musiało minąć ponad 60 lat od śmierci Ludwika II, aby w imponującej bajkowej sali odbył się pierwszy koncert wagnerowski (więcej o zagmatwanych relacjach Ludwika II i Ryszarda Wagnera znajdziecie tutaj).
We wnętrzu zamku mijamy również podświetloną kolorowymi światłami grotę, w której wiszą nawet sztuczne stalaktyty – te królewskie fanaberie coraz bardziej nas zadziwiają…
Podczas zwiedzania natykamy się na wielkie łabędzie z majoliki, uwięzione w szklanych gablotach. Motywy przedstawiające te piękne, uwielbiane przez króla ptaki, można znaleźć w całym zamku. Nawet jego nazwę (nadaną dopiero w 1886 roku) tłumaczy się jako „Nowy Łabędzi Kamień” czy też „Nowy Kamienny Łabędź”. Spójrzcie na południową fasadę budowli – czy jej kształt rzeczywiście nie przypomina trochę leżącego łabędzia?
Spośród wszystkich pomieszczeń zamku, największe wrażenie wywiera ociekająca złotem Sala Tronowa, której wnętrze stanowi absolutny miszmasz, aczkolwiek okiełznany. Rozglądamy się na wszystkie strony, podziwiając malowidła ścienne przedstawiające Chrystusa i 12 apostołów, świętych królów i ich wyczyny, ornamenty inspirowane kościołami bizantyjskimi, namalowane na sklepieniu potężne słońce i gwiazdy, a nawet ogromną, wtopioną w posadzkę mozaikę przedstawiającą zwierzęta i rośliny w buddyjskim kręgu życia. Brakuje tylko wielkiego tronu, który za sprawą przedwczesnej śmierci króla, nigdy nie stanął na przeznaczonym dla niego podeście.
Wychodzimy na wąski balkonik, z którego rozciąga się wspaniały widok na góry, lasy, jezioro Alpsee i zamek Hohenschwangau. W końcu można wyciągnąć aparat i legalnie robić zdjęcia! Niedawno staliśmy na samym dole i oglądaliśmy malutki Neuschwanstein – teraz mamy przed oczami widok na śmiesznie zminiaturyzowaną miejscowość Schwangau. I jak tu nie lubić gór?
Po odkryciu wnętrza wspaniałego zamku Neuschwanstein, zmienia się moje wyobrażenie o jego pierwotnym właścicielu. Okazuje się, że ekscentryczny Ludwik II był nie tylko marzycielem zainspirowanym średniowieczną kulturą rycerską, lecz również inteligentnym i oczytanym władcą o wszechstronnych zainteresowaniach. Co prawda uciekał w nierealny świat baśni i rycerskich wartości, jednak ucieczka ta niekoniecznie musiała być spowodowana chorobą psychiczną króla. Nie zapominajmy, że bawarski monarcha musiał borykać się ze stresem związanym z dotykającymi go niepowodzeniami (takimi jak chociażby utrata suwerenności przez Bawarię). Można się nad tym zastanawiać, jednak nie ulega wątpliwości, że Ludwik II, zafascynowany architekturą i sztuką, stworzył w alpejskiej miejscowości Schwangau coś naprawdę wyjątkowego…
Niestety, 13 czerwca 1886 roku, król został uznany za niepoczytalnego i odsunięty od władzy, po czym zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach… Pozostawił po sobie jednak niezwykłą spuściznę. Za swego panowania nierozumiany przez otoczenie i krytykowany za rozrzutność – obecnie uznawany za jedną z najbardziej barwnych postaci wśród wszystkich niemieckich władców w historii. Odwiedziny w zamku Neuschwanstein – będącym jednym z najważniejszych dzieł historyzmu – pozwalają zrozumieć, dlaczego o Ludwiku II nie zapominają kolejne pokolenia.
Czy rzeczywiście był szalony? Być może – ale mając na względzie to, jak wspaniałe wizje udało mu się zrealizować, nie można odmówić mu geniuszu. Nawet jeśli Ludwik II poprzez swoje fanaberie narobił kiedyś długów, to za sprawą turystyki zostały one pokryte w całości. Mało tego – Bawaria wciąż z powodzeniem czerpie niemałe zyski dzięki pałacom Bajkowego Króla.
***
Zobaczcie też krótki filmik z naszego wypadu do Schwangau i zamku Neuschwanstein! ;)
Trasa:
Wskazówki praktyczne:
- We wnętrzach zamku Neuschwanstein obowiązuje bezwzględny zakaz fotografowania i filmowania. Wybierając się na górę, nie zostawiajcie jednak sprzętu w samochodzie – zdjęcia zamku można robić z zewnątrz, także z Mostu Marii (Marienbrücke), z którego rozciąga się przepiękny widok na południową fasadę budowli.
- Z uwagi na naprawdę duże zainteresowanie zamkiem Neuschwanstein, warto jest zarezerwować bilety wcześniej, przez Internet. Cena biletu normalnego dla jednej osoby w październiku 2014 roku wynosiła 12 euro. Pamiętajcie jednak, żeby nie się spóźnić po odbiór biletu – w przeciwnym razie rezerwacja może przepaść! Więcej informacji znajdziecie na oficjalnej stronie zamku:
http://www.neuschwanstein.de/englisch/tourist/index.htm - W pobliżu zamku usytuowane są również dwa inne obiekty, które można zwiedzić – zamek Hohenschwangau oraz Muzeum Królów Bawarskich. My nie mieliśmy na to czasu, ponieważ wyruszaliśmy w dalszą podróż po Europie, jednak warto zaplanować cały dzień na odwiedzenie tych miejsc. Znajdują się one naprawdę blisko siebie i możliwe jest wykupienie „Biletu Łabędziego” obejmującego wycieczkę po wszystkich trzech obiektach. Więcej informacji znajdziecie tutaj:
https://www.hohenschwangau.de/550.0.html - Na jednodniową wycieczkę do Schwangau można wybrać się również z Monachium. Więcej informacji znajdziecie tutaj:
http://www.muenchen.de/int/en/sights/tours/grayline-daytrips.html
Sandra
18 stycznia 2015 — 00:00
Świetny artykuł i rewelacyjne zdjęcia! Właśnie szukałam sensownych informacji o tym zamku, planuję zwiedzić go latem i cieszę się, że trafiłam na Wasz blog :-) Dzięki za praktyczne informacje :-)
Ania Szymiec
22 stycznia 2015 — 15:43
Dziękujemy Ci bardzo za komentarz i pozytywną opinię o naszym wpisie! :) Cieszymy się, że nasze informacje przydadzą Ci się do zaplanowania wyjazdu. Życzymy wspaniałej podróży! :)
Pozdrawiamy,
Ania i Tomek / born2travel
Jakub Placzki
19 marca 2016 — 19:36
Wybieramy się do Neuschwanstein w kwietniu – niestety most Marii pozostaje zamknięty na czas remontu. Czy to duża strata, jeśli odwiedzimy tylko zamek? Wasze zdjęcia oddają znakomity widok z mostu…
Ania Szymiec | born2travel
17 maja 2016 — 23:41
Hej! Przepraszam Cię najmocniej, za tak późną odpowiedź, ale ostatnio nasz blog został trochę zaniedbany i dopiero teraz odczytałam Twój komentarz! :( Naszym zdaniem widok z mostu jest rewelacyjny, ale z drugiej strony sam zamek i jego okolice również są bardzo ciekawe i warto było je odwiedzić (tym bardziej, że ze względu na zakaz fotografowania, trudno znaleźć jakiekolwiek zdjęcia wnętrza zamku w sieci). Jak Wam się udał wypad? Rzeczywiście most był zamknięty, czy jednak udało Wam się zobaczyć widok z niego? :)
Pozdrawiam serdecznie!
Ania Losiak
26 maja 2016 — 14:04
Panie Jakubie czy mozna obok mostu zobaczyć zamek z jakiegoś innego punktu widokowego? i czy w takim razie kursuje nadal autobus pod Mariensbruck?
Pozdrawiam
Grzegorz
4 czerwca 2017 — 17:16
Witaj. Wybieram się za tydzień do zamku Neuschwanstein. Mam pytanko -Jak dostać się na most Marienbrucke? Idzie się tam pieszo i jaki jest przybliżony czas marszu? Pytam bo jedziemy z dziećmi i zastanawiam się ile czasu potrzebujemy na zwiedzanie :) Dzięki i pozdrawiam
Voyaga
12 grudnia 2017 — 20:49
Ten zamek nęci mnie już od dawna.. bardzo ładne zdjęcia :) i dziękuję za tę notatkę- na pewno skorzystam przy okazji planowania swojej podróży :-)
Anka
18 października 2018 — 22:22
Zwiedzilam Bawarie w minione wakacje..dotarłam do zamku Neuschwanstein zwiedzając go, ale tak pięknego opisu jeszcze nie spotkałam. Super relacja..naprawdę przeczytałam z wielkim zainteresowaniem, obejrzalam też ciekawe zdjęcia.
Aga ZG
10 grudnia 2020 — 20:47
Ja z moimi przyjaciółkami wybrałyśmy zorganizowaną jednodniową wycieczkę z Monachium z rowerową niespodzianką. Nie tylko my byłyśmy zaskoczone, gdy autokar już prawie na miejscu podjechał pod duży magazyn i poproszono wszystkich o wybranie rowerów. Najpierw wycieczka rowerowa dookoła jeziora z przystankami, by zrobić cudowne zdjęcia zamków, a po powrocie spacer na górę i zwiedzanie. Najlepsza wycieczka z niespodzianką do tej pory. Polecam taki sposób na zwiedzanie Zamku i jego cudownych okolic.