Stało się – kolejny rok minął jak z bicza strzelił. Pod koniec 2021 i na początku 2022 zastanawialiśmy się, jak to będzie: czy po niemal dwóch latach korona-szaleństwa w końcu dadzą nam spokój? Zewsząd dochodziły nas głosy, że nastanie „nowa normalność”, choć mieliśmy cichą nadzieję, że tak się jednak nie stanie. Woleliśmy wszystko po staremu. Zresztą lata 2020–2021 przeżyliśmy i tak w miarę normalnie, a wręcz staraliśmy się korzystać z życia na maxa. Każdą wolną chwilę wykorzystywaliśmy na podróże, rozwój, sport i spotkania z najbliższymi. Ogólnie rzecz biorąc, zaszło u nas wiele zmian – na lepsze.
Na szczęście, wbrew zapowiedziom mediów i polityków wszelkiej maści, postpandemiczna rzeczywistość w 2022 roku wyglądała nieco inaczej (przynajmniej w Polsce). Wszystko ma jednak swoją cenę, ponieważ testy, maski, dystans i dezynfekcję zastąpiły inne upierdliwe okoliczności – drożyzna, szalejąca inflacja oraz zaostrzony konflikt zbrojny tuż za naszą wschodnią granicą. Mimo wszystko z czasem jakoś wszyscy przywykliśmy do tego i życie po prostu toczy się dalej…
Ale zacznijmy od początku, od tych przyjemniejszych rzeczy. ;)
Nasz rok 2022 w liczbach
Jak zwykle, na początku wpisu zamieszczamy nasze podsumowanie roku w liczbach – takie zestawienie zawsze fajnie obrazuje, jak wiele się działo w ciągu minionych 12 miesięcy. Zatem nasz 2022 to:
81 miejscowości w 13 państwach na 2 kontynentach (pełna lista na końcu wpisu)
12 lotów
10 odkrytych trójmiejskich knajp
3 śluby, 2 wesela
1 roadtrip
i całe mnóstwo dobrze wykorzystanego czasu – na rozwój, z rodziną, w podróży! ❤︎
✈ Dziennik lotów:
1 Second Everyday
Dla tych, którzy wolą podsumowania w formie video, mamy tradycyjnie też filmik 1 Second Everyday, czyli nasz rok 2022 w 365 sekundach :)
Rok 2022 – chronologicznie
Przejdźmy do meritum, czyli chronologicznego podsumowania 2022. Czasem będę używała tutaj liczby pojedynczej, ponieważ podobnie jak w 2021, również w minionym roku zdarzało się, że tylko ½ z born2travel była w podróży z rodziną (a wszystko to dzięki zgrupowaniom i zawodom mojego młodszego brata… ;))
Styczeń
Nowy Rok 2022 witamy na spokojnie, w rodzinnym gronie. Krótkie i szare styczniowe dni umilamy sobie treningami i morsowaniem. 6 stycznia samodzielnie montujemy na ścianie naszej kuchni piękną, drewnianą mapę, a przy okazji na blogu powstaje wpis o prezentach dla podróżników. Znajdziecie go tutaj:
W styczniu udaje nam się również podsumować poprzedni rok. Podsumowanie 2021 przeczytacie tutaj:
W połowie stycznia odwiedzamy nowe miejsce na kulinarnej mapie Trójmiasta – u Wędzonych Sopot. Niestety jedzenie nie przypada nam za bardzo do gustu (może to kwestia wybranych przez nas dań?). Jak dotąd nie zdecydowaliśmy się na powrót w to miejsce, ale kto wie – może damy im jeszcze jedną szansę…
Nasza nieodparta chęć przemieszczania się skłania nas również do wybrania się na jednodniową wycieczkę na Kaszuby. Nie powstrzymują nas nawet przejmujący chłód i wiatr. Odwiedzamy miejscowości Kolano i Krzeszna, a po spacerze udajemy się do Wyczechowa na wyśmienite pierogi.
Pod koniec miesiąca razem z tatą i bratem zaliczam również snowboard w Wieżycy.
Luty
W pierwszą niedzielę lutego zamiłowanie do włóczęgi niesie nas na Wyspę Sobieszewską, a głód po długim spacerze prowadzi natomiast do Redneka w centrum Gdańska.
Tylko parę dni dzieli nas od pierwszej dalszej podróży w tym roku – nie możemy się doczekać!
10 lutego z gdańskiego lotniska lecimy do Egiptu. Lądujemy w Hurghadzie, skąd jedziemy do Soma Bay – jest to miejsce, które znam już z zeszłorocznego zgrupowania kitesurfingowego mojego brata. Tomek natomiast odwiedza kraj faraonów po raz pierwszy.
W hotelu jest już moja rodzina i reszta ekipy Polish Kiteboarding Team, którzy przylecieli tu na dwa tygodnie z Warszawy. My zostajemy tylko 7 dni, ale wykorzystujemy je na intensywne ładowanie baterii.
Tomek uczy się nawet kitesurfingu pod okiem mojego taty, a mnie z kolei namawia na nurkowanie w Morzu Czerwonym.
Walentyki spędzamy rodzinnie w… greckiej restauracji (właścicielem hotelu jest Grek :)), a następnego dnia razem z moją mamą wyruszamy na całodniową wycieczkę do Luksoru, który robi na nas niemałe wrażenie.
Po tygodniu odpoczynku wracamy do rzeczywistości. Czas wolny wykorzystujemy na spacery po Gdyni i zaglądamy do ulubionych knajpek. Odwiedzamy restaurację On the Wok w nowej lokalizacji i w zasadzie nie jest to do końca „odkrycie”, ale powrót po latach. Dajemy im drugą szansę i miejsce to od teraz staje się jednym z naszych faworytów!
W międzyczasie docierają do nas wieści o planowanym znoszeniu „obostrzeń”, choć radość i wizja majaczącej na horyzoncie normalności nie trwają długo.
24 lutego następuje eskalacja konfliktu między Rosją a Ukrainą (który trwa już od 2014 roku, czego większość społeczeństwa zdaje się nie pamiętać), w związku z czym znów wybucha panika, a ludzie prowadzą dalej swoje walki w Internecie. Tym razem kłócą się już nie na temat najsłynniejszej choroby świata, lecz prowadzą zażarte dyskusje o wojnie, traktując ją jak mecz piłki nożnej czy grę komputerową (i zapominając, że po obu stronach giną ludzie)…
Przez moment udziela nam się ten ponury nastrój. Martwię się znów o naszą rodzinną firmę i przede wszystkim o rodzinę, która właśnie wraca z Egiptu trochę okrężną drogą. Przez cały ich lot obserwuję na mapie Flight Radar omijające terytorium Ukrainy samolociki. Gdy wszyscy szczęśliwie lądują w Warszawie, jestem już spokojniejsza, choć kolejne dni nie napawają optymizmem (obszerniejsze przemyślenia zamieszczę w moim osobistym podsumowaniu 2022 na blogu fitania.pl).
Ostatecznie Tomek i ja bierzemy się w garść i nie dajemy się zastraszyć – po prostu dalej robimy swoje, starając się unikać wszelkich doniesień medialnych. Nie chcemy przejmować się czymś, na co i tak nie mamy wpływu. Pracujemy, trenujemy, morsujemy (i dzięki temu wzmacniamy swoją odporność). A ostatnią niedzielę miesiąca znów spędzamy w Gdańsku, w Górkach Zachodnich i po raz kolejny w Redneku. ;)
Marzec
1 marca 2022 to dzień moich 33. urodzin. Stwierdzam, że przyszło mi je obchodzić w naprawdę ch*jowym momencie. Jednym z moich życzeń jest, aby na świecie w końcu zapanował pokój (wiem, nierealne…). Mimo wszystko jestem szczęśliwa, że mam przy sobie to, co najważniejsze – RODZINĘ. No i zdrowie. A z wszystkim innym sobie poradzimy.
Jako że w pierwszy weekend marca mój brat jest akurat na skiturowym zgrupowaniu Kadry Narodowej w Zakopanem, przenosimy urodzinową imprezę na kolejną sobotę.
Przy okazji jednej z wizyt w Gdańsku postanawiamy sprawdzić Stację Food Hall, a w niej dwa lokale: Syrię i Great Greek. Szczerze mówiąc – bez szału.
18 marca wieczorem udajemy się na weekendowy wypoczynek do Pałacu Wierzbiczany. Miejsce to okazuje się idealne na podładowanie baterii oraz jako baza wypadowa do zwiedzania okolicznych miejscowości. Odwiedzamy również Inowrocław, a w Pieckach koło Bydgoszczy żegnamy zimę, morsując w Jeziorze Jezuickim! Prosto z wycieczki natomiast wpadamy na urodziny mojego taty i znów wspólnie świętujemy.
Pogoda coraz częściej dopisuje, więc w ruch idą rowery i w kolejnych tygodniach stają się naszym głównym środkiem transportu.
Kwiecień
9 kwietnia odwiedzają nas Monika i Maciek. Spędzamy razem weekend, szwendając się po naszych ulubionych gdyńskich szlakach i delektując się wybornym kraftowym piwem (a nawet islandzką wódką! ;P).
14 kwietnia natomiast, po 1,5 roku przerwy wracamy do regularnego biegania!
Wielkanoc spędzamy w rodzinnym gronie, a lany poniedziałek – morsując w Bałtyku i oficjalnie zamykając sezon.
20 kwietnia nadchodzi pora kolejnej podróży. Lecę z rodzicami i bratem na zgrupowanie i zawody – tym razem do Francji. Z Gdańska do Monachium, z Monachium do Marsylii, a następnie samochodem do Hyères.
Lazurowe Wybrzeże wita nas deszczową aurą, ale przynajmniej wieje i zawodnicy mogą trenować. Mama i ja uskuteczniamy natomiast eksplorację okolic – pieszo i na rowerach. Z dnia na dzień robi się też coraz cieplej. Kibicujemy bratu i reszcie ekipy podczas Semaine Olympique Française. Odwiedzamy również sąsiednią miejscowość La Londe-les-Maures, gdzie odkrywamy francuski odpowiednik campingu Maszoperia i lokal serwujący wyborne lody. :)
Maj
1 maja wracamy tą samą trasą do Polski (Hyères – Marsylia – Monachium – Gdańsk). Jestem wykończona podróżą, ale daję się wyciągnąć na spacer po okolicy. Tomek koniecznie chce mi pokazać kwitnące w Gdyni magnolie – to już ostatni moment na podziwianie takich widoków.
Na początku miesiąca spotykamy się z Agatą i Radkiem, którzy wręczają nam zaproszenie na swój ślub – będzie impreza! Oznacza to także konieczność poszukiwania weselnych kreacji. Poświęcam na nie kilka długich dni, ale dzięki temu w głowie kiełkuje nowy pomysł: rozszerzenie asortymentu w naszych sklepach o nową odzież damską (niekoniecznie tylko sportową!).
Przy okazji tego spotkania odwiedzamy po latach lokal F. Minga i zachwycamy się tutejszym jedzeniem (dotychczas kojarzyliśmy to miejsce bardziej z kawiarnią niż z jadłodajnią).
Razem z Tomka mamą wybieramy się po raz pierwszy do gdyńskiej restauracji Muszla (która niestety w późniejszym czasie zostanie zamknięta).
8 maja korzystamy z pięknej pogody i wybieramy się na rowerową wycieczkę do Gdańska. Odwiedzamy Zbiornik Wody Stary Sobieski – jeden z trzech zbiorników na Gdańskim Szlaku Wodociągowym. Chyba wszyscy już wiedzą, gdzie przy okazji lądujemy na obiedzie? xD
12 maja wsiadamy w pociąg i późnym popołudniem docieramy do Krakowa, po którym trochę się szwendamy, a następnie posilamy się w lokalu Pod Wawelem. Noc spędzamy w nowo otwartym hotelu Hampton by Hilton tuż przy lotnisku w Balicach, z którego następnego dnia mamy lot na Sardynię.
Na terminalu spotykamy się z pozostałą częścią ekipy, która przyleciała z Gdańska. Moi rodzice, brat i reszta zawodników Polish Kiteboarding Team udają się właśnie na kolejne zgrupowanie i zawody do Torre Grande. My postanowiliśmy wykorzystać tę okazję i przyłączyć się do wycieczki. :) Na miejscu wynajmujemy auto i zwiedzamy wyspę, która zachwyca nas swoją różnorodnością.
Powrót do Gdyni wiąże się z powrotem do naszych obowiązków, których od teraz przez kolejne miesiące będzie już coraz więcej – rozpoczyna się właśnie wysoki sezon w naszym Gdynia Underground.
W ostatnią sobotę maja bawię się na wieczorze panieńskim Agaty w stylowo urządzonym domku na Kaszubach. Tomek przyjeżdża po mnie następnego dnia i przy okazji wpadamy na pizzę do jednego z naszych ulubionych miejsc w okolicy – kościerskiego Starego Browaru.
Czerwiec
Na początku czerwca niespodziewanie odwiedza nas kuzyn z Kanady, przez co trochę razem imprezujemy – Minga, Contrast i nocne włóczenie się po mieście. Prędko wracamy jednak na dobre tory, a nasz czas pochłaniają treningi, praca i rowerowe przejażdżki.
12 czerwca wpadamy na Puchar Prezydenta Sopotu – zawody, w których bierze udział mój brat. Następnie kierujemy się w stronę Gdańska, by zwiedzić kolejny zbiornik wody o nazwie Stara Orunia. Niektórzy zapewne już się domyślają, że zahaczamy również o Redneka. :D
20 czerwca, jak zwykle ogarniając wszystko w biegu i na ostatnią chwilę, wyruszamy do Tczewa na ślub Agaty i Radka. Po ceremonii w zabytkowym Kościele Podwyższenia Krzyża Świętego udajemy się na wesele do miejsca o nazwie Oklaski Stanisławie. Piękna para młoda, klimatyczny wystrój, doborowe towarzystwo i wyśmienite jedzenie – tak w skrócie można podsumować tę noc. ♡
Po imprezie korzystamy z tego, że naprzeciwko naszego hotelu znajduje się siłownia i przed poprawinami znajdujemy chwilę na trening. :P
Pod koniec miesiąca odwiedzamy Pierogarnię Mandu w Gdyni, która od razu przypada nam do gustu. Będziemy wracać!
Postanawiamy również podjąć nowe wyzwanie, jakim jest nauka pływania kraulem (dotychczas obydwoje pływaliśmy jedynie żabką).
Lipiec
1 lipca po raz pierwszy w tym sezonie wybieramy się na Półwysep Helski. Płyniemy tramwajem wodnym z Gdyni na Hel, a następnie rowerami przemieszczamy się do Jastarni. Z naszej campingowej parceli oglądamy szalejącą nad Kosakowem burzę, która zepsuła zabawę uczestnikom Opener’a (m.in. dlatego nigdy nas na tę imprezę jakoś szczególnie nie ciągnie :P).
Mimo chwilowej niepogody, spędzamy miły weekend w rodzinnym gronie.
W drodze powrotnej niemal dajemy się nabrać w gdyńskim porcie. Z daleka przyglądamy się wielkiej bryle unoszonej przez dźwig. Podejrzewamy, że z wody wyłowiono wrak samochodu. Gdy jednak podjeżdżamy bliżej na rowerach okazuje się, że obrośnięte muszlami i glonami auto to artystyczna instalacja „Sunken Romance” w ramach Gdynia Design Days 2022.
Tydzień później wyłapuję w miarę dogodny moment na ponowną wyprawę do Jastarni. Tomek zostaje na miejscu i dogląda firmy, a ja wpadam do rodziców na camping i tym razem następuje pewien przełom. Wracam do kitesurfingu w pięknym stylu, a wszystko za sprawą nowego sprzętu, który jest dla mnie wprost idealny. Piotrek namawia mnie również na surfing w Jastrzębiej Górze i co prawda próbuję, ale ten spot i warunki pogodowe okazują się zbyt hardcore’owe dla takiego nowicjusza jak ja. Może kiedyś… ;)
Przez całe wakacje kontynuujemy z Tomkiem naukę pływania pod okiem trenera Wojtka, który kiedyś uczył mojego brata i wraz z żoną prowadzi szkółkę Your Move (którą z całego serca polecamy!).
17 lipca wybieramy się na rowerową wycieczkę do Browaru Vrest, a trzy dni później z kolegą Mariuszem robimy trening na gdyńskim bulwarze. Nie odpuszczamy również biegania. Lato w pełni, więc korzystamy z wszelkich jego dobrodziejstw!
Po dwóch latach przerwy (!) spotykamy się także z naszym kumplem Kenji’m i w Morzu Piwa przypominamy sobie smak tutejszych własnorobnych nalewek oraz kraftowych browarów.
W ostatni weekend miesiąca znów jadę na Półwysep Helski. Tym razem jest bezwietrznie, ale my mamy na to sposób: wakeboarding. Przy okazji robimy sobie małą wycieczkę motorówką do Chałup, gdzie Piotrek wraz z kolegami pomaga w przygotowaniach eventu Girls Surf Too. Tata i ja w tym czasie posilamy się pysznym śniadankiem na Solarze. :D
W sobotę dołącza do nas Tomek i wszyscy razem świętujemy imieniny moje i mojej mamy w Jastarni (to już nasza tradycja!). Camping Maszoperia tradycyjnie organizuje też „Sylwestra” w środku lata: jest wielka impreza, a do tego nawet fajerwerki!
Sierpień
1 sierpnia przedłużamy sobie nieco weekend i wybieramy się do Borska. Są tutaj już moi rodzice z bratem, który właśnie rozpoczyna… kurs paralotniowy. Docieramy na miejsce tuż przed zachodem słońca i dzieje się rzecz niesłychana. W ogóle tego nie planowałam, a decyzja właściwie została podjęta za mnie. Po raz pierwszy w życiu lecę paralotnią w tandemie. I zrobiłabym to jeszcze raz! Poniżej możecie obejrzeć filmik z lotu:
Następnego dnia zwiedzamy okolicę na rowerach. Odwiedzamy Wiele i wchodzimy na wieżę widokową w Przytarni, a na kaszubski obiad zatrzymujemy się w Karczmie Jasnochówce.
Pierwszy weekend sierpnia to oczywiście czas, w którym obchodzimy urodziny Tomka. 6 sierpnia o poranku z gromadką znajomych robimy mocny trening na świeżym powietrzu, na gdyńskich drążkach przy Bulwarze. Na urodzinowy obiad wybieramy się z Tomka rodzicami i wujaszkiem do sopockiego Piromana, gdzie w witrynce czeka na nas już zarezerwowany tomahawk. Wieczorem lądujemy ponownie w Jastarni i świętujemy z moją rodziną.
Następny dzień też jest aktywny – nie mogło być inaczej! Na campingu odwiedzają nas Julia i Mariusz. Najpierw wakeboarding, a później rowerowa wycieczka do Pucka. Wieczorem spontanicznie spotykamy się z kilkoma starymi znajomymi w AleBrowarze na urodzinowym piwie.
W połowie miesiąca Kenji pokazuje nam nową zajawkę: hamakowanie. Tak nam się podoba, że postanawiamy zakupić swoje własne hamaki! W gdyńskim lesie spotykamy też niespodziewanie łosia (a w Szwecji nie widzieliśmy ani jednego!).
17 sierpnia wybieram się raz jeszcze do Jastarni. Wraz z bratem (który ukończył niedawno kurs na sternika motorowodnego) asekuruję i dopinguję z motorówki naszego tatę, który próbuje nauczyć się kitefoilingu. Z jego pierwszym udanym halsem wydajemy okrzyki radości!
W niedzielę 21 sierpnia jadę z Tomkiem na małą randkę. Po raz pierwszy odwiedzamy restaurację Nowy Browar Gdański, która z miejsca przypada nam do gustu – i to pod każdym względem!
Kilka dni później znów zjawia się mój kuzyn i znów jest impreza. Spontanicznie odkrywamy też nowy lokal – Pizza Pasta Napoli Gdynia.
28 sierpnia razem z Tomka rodzicami wybieramy się do Cukrowni Żnin, którą odwiedziliśmy po raz pierwszy w 2020 roku. Ten klimatyczny hotel jest dla nas jednym z najciekawszych w Polsce! Przy okazji zaglądamy również do Gniezna, a do Torunia wpadamy na pierogi.
Wrzesień
Na początku września dostaję od mamy mnóstwo fotek z greckiego Nafpaktos, gdzie właśnie trwa kolejne zgrupowanie Polish Kiteboarding Team. My natomiast rozpoczynamy właśnie nasz coroczny urlop we Wdzydzach Kiszewskich. W 2022 roku jest jednak zupełnie inaczej, niż dotychczas. Oczywiście nie obyło się bez grilla czy szant w tawernie, jednak tym razem byliśmy o wiele bardziej aktywni: bieganie, rowery, kajaki, a nawet SUP-y i nasze pierwsze próby pływania wpław w jeziorze (chcieliśmy przetestować nowe pianki).
Coraz częściej pojawia się nawet ta myśl, że my jesteśmy po prostu jak wino – im starsi, tym lepsi! :P
10 września bawimy się wybornie na weselu Asi i Szymona w Jastrzębiej Górze. Ceremonia zaślubin odbywa się na świeżym powietrzu, z przepięknym widokiem na morze. Tak się składa, że na oczepinach ja łapię wianek, a Tomkowi pan młody wręcza krawat… Czy to znak, że już na serio powinniśmy zmienić stan cywilny? :P
Nazajutrz rano z Władysławowa, gdzie mamy nocleg, jedziemy prosto do Gdyni – do pracy. Niestety nie możemy zostać na poprawinach, ponieważ musimy przyjąć naszych gości w Undergroundzie.
15 września W KOŃCU udaje nam się wyciągnąć moich rodziców do teksańsko-meksykańskiej restauracji Pueblo. Planowaliśmy to przy każdej możliwej okazji, ale przy tak napiętych grafikach (zarówno ich, jak i naszym) ciężko było się zgrać. W weekend natomiast znów mamy powód do świętowania, bo 11.09. urodziny obchodził Piotrek.
W niedzielę udaje nam się odwiedzić ostatni zbiornik na Gdańskim Szlaku Wodociągowym – Zbiornik Wody Kazimierz na Wyspie Sobieszewskiej.
Natomiast 24 września nad ranem pakujemy prowiant i bagaże, po czym wsiadamy w samochód i wyruszamy na pierwszy od dawna dłuższy roadtrip!
Przemierzamy Polskę, Czechy i Austrię, aż do pierwszego zaplanowanego przystanku (oczywiście z krótkimi postojami w międzyczasie). W słoweńskiej miejscowości Šentilj posilamy się pysznym ćevapčići w restauracji Demiri polecanej przez samego pana Makłowicza.
Najedzeni znów ruszamy w trasę, przekraczając kolejną granicę. Wieczorem jesteśmy już w chorwackiej miejscowości Ogulin – i dopiero teraz planujemy, co dalej. Prognoza pogody sprawia, że zaczynamy nawet myśleć o jakimkolwiek innym kierunku (Włochy? Czarnogóra? Albania?). Wszędzie jednak zapowiadane są deszcze… Ostatecznie decydujemy się jednak na dalszą podróż po Chorwacji.
Nazajutrz rano, po szybkim obchodzie po okolicy, pędzimy do Splitu, aby zdążyć na prom. Ledwo nam się to udaje – auto zostawiamy na parkingu, a sami z lekkimi bagażami biegniemy do portu. Po zakupie biletów zziajani wparowujemy na statek, którym po chwili już płyniemy na wyspę Brač. W mieście Supetar spotykamy się z Agatą i Radkiem, którzy wraz z dziećmi kończą tu właśnie swój urlop. Robimy im zatem zieloną noc. :P
Przy okazji powracają moje wspomnienia z dzieciństwa, ponieważ właśnie tutaj – w tym samym hotelu, który dawniej nazywał się po prostu „Kaktus” – dokładnie 22 lata temu spędzałam z rodzicami swoje pierwsze chorwackie wakacje.
Kolejny nocleg mamy już w Splicie, który zwiedzamy zarówno za dnia, jak i wieczorową porą. Następnie przeprawiamy się promem na wyspę Hvar. Zostajemy na niej do końca września, zmieniając jedynie miejsca noclegowe.
Październik
1 października wciąż jesteśmy w Chorwacji. Zahaczając po drodze o Makarską, zaczynamy jednak kierować się już na północny zachód. Nocujemy w miejscowości Korenica, a następnego dnia od rana zwiedzamy Park Narodowy Jezior Plitwickich. Po kilkugodzinnym spacerze zatrzymujemy się na jeszcze jedno, ostatnie już ćevapčići w przydrożnej restauracji Old Shatterhand. Stąd kierujemy się na Węgry i nie jest to jeszcze koniec naszej wycieczki!
Na moment zbaczamy z trasy, aby posłuchać na żywo melodii z „muzykalnej drogi” 67-es út z Mernyeszentmiklós do Mernye.
2 października wieczorem jesteśmy już natomiast w zachwycającym Budapeszcie, gdzie spędzimy kolejne dni na zwiedzaniu i odkrywaniu lokalnych specjałów.
Jednak czy to koniec naszych wojaży? Skądże! 6 października, po całym dniu w samochodzie i pokonaniu ok. 1000 km wpadamy na chwilę do rodziców, a w domu przepakowujemy bagaże. Nazajutrz rano, z samymi plecakami, jesteśmy już na gdańskim lotnisku. Lecimy najpierw do Kopenhagi, gdzie spotykamy się z Tomka tatą. Stamtąd udajemy się do Hillerød, a następnego dnia przez Most nad Sundem jedziemy autem do Szwecji. Zabieramy mamę Tomka z lotniska Malmö-Sturup i spotykamy się wszyscy z bratem Tomka w Skurup. Czy to wszystko nie jest odrobinę szalone? :D Ale tak właśnie wygląda nasze życie!
Niestety, 9 października sprawy trochę się komplikują. Dostajemy telefon od moich rodziców, którzy również są poza granicami Polski – właśnie przylecieli po raz drugi na Sardynię, na kolejne zgrupowanie Piotrka. Okazuje się, że moja babcia złamała rękę i wylądowała w szpitalu. Tego samego dnia mamy już lot do Gdańska, jednak zaraz po powrocie zamiast rozpakować walizki i ogarnąć mieszkanie, musimy pomagać babci, a do tego zajmować się Tusią.
Całe szczęście, że na miejscu dostaliśmy wsparcie od części mojej rodziny, która zajęła się wszystkim przez te kilkanaście godzin, gdy jeszcze nie było nas na miejscu. Jestem ogromnie wdzięczna drugiej babci i wujkowi od strony taty, którzy bardzo nam w tej sytuacji pomogli. Myślę, że w takich kryzysowych momentach jeszcze bardziej zacieśniają się rodzinne więzi…
Nie mamy za bardzo czasu ani chęci, żeby dokończyć relację z naszej podróży na instastories (udaje nam się to dopiero na przełomie października i listopada). Aby umilić sobie jakoś ten czas dodatkowych obowiązków, wybieramy się do serwującego kaszubskie jadło Mùlka. Tusia przynajmniej wymusza też na nas jeszcze częstsze spacery, a nawet wspólne bieganie.
Po powrocie reszty „stada” możemy w końcu wrócić do naszego domu i się ogarnąć.
22 października zawożę Tomka na wieczór kawalerski u Kenji’ego. Po raz pierwszy mam wolną chatę – przejmuję głośnik, włączam klasycznego rocka i krzątam się po domu. Jakoś tak dziwnie, ale nawet fajnie… :P Tomek za to na imprezie wkręca się w nową zajawkę: sous-vide. Do tego stopnia, że kupuje własny sprzęt i niedługo potem przygotowuje nam na kolację pierwszego steka tą metodą.
W międzyczasie trójmiejskie lasy przybierają żółto-pomarańczowe barwy: mamy znów piękną złotą jesień. 30 października, pośród opadłych liści, rozpoczynamy nasz kolejny sezon na morsowanie w chłodnych wodach Zatoki Gdańskiej. Jeszcze tego samego dnia wybieramy się ze zniczami na pierwszy cmentarz, a w Halloween spotykamy się z rodziną.
Listopad
1 listopada odwiedzamy kolejne cmentarze aby uczcić pamięć tych, którzy odeszli. Zawsze zachwycają nas trójmiejskie nekropolie o tej porze, rozświetlone tysiącami zniczy – kiedyś nawet powstał o nich wpis na blogu (znajdziecie go tutaj).
5 listopada to data kolejnego ślubu, na który wybieramy się w 2022 roku. Jakub i Daria pobierają się w Urzędzie Stanu Cywilnego w Gdyni, a później zapraszają nas na kameralną imprezę u siebie w domu. Spotykamy kilku dawnych znajomych i wieczór odrobinę nam się przedłuża… ;)
Długi weekend listopadowy spędzamy w Poznaniu, zajadając się po raz pierwszy oryginalnymi rogalami świętomarcińskimi i szwendając się po mieście, które jest akurat w przebudowie. Udaje nam się spotkać również z Kingą! Razem morsujemy w jeziorze Rusałka, a później gawędzimy przy rozgrzewającej herbacie.
19 listopada spada pierwszy śnieg! My natomiast coraz krótsze, szare dni umilamy sobie na swoje sposoby. Wieczorami w mieszkaniu włączamy klimatyczne lampki i zapalamy świeczki, a za dnia poświęcamy się pracy, treningom i zimnym kąpielom w Bałtyku. Od czasu do czasu odwiedzamy nasze ulubione lokale (które w czasach drożyzny i inflacji nie mają wcale łatwo).
26 listopada, po ponad dwuletniej przerwie, przebiegamy dystans odpowiadający półmaratonowi (21,0975 km)! Jesteśmy z siebie dumni i mamy coraz większą motywację. Co sobotę staramy się przebiec ponad 20 km.
Grudzień
Grudzień to dla nas jak zwykle bardzo pracowity miesiąc, ale nadal znajdujemy czas na drobne przyjemności. Na początku miesiąca pierwszy raz wpadamy na kolację do gdyńskiego Sumo Ramen. Jest bardzo smacznie, jednak wciąż naszym faworytem w kwestii ramenu pozostaje Umi.
4 grudnia wybieramy się ponownie do Nowego Browaru Gdańskiego na mecz Polska – Francja w ramach Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej. Wiedzieliśmy, że zainteresowanie będzie duże, więc zarezerwowaliśmy wcześniej stolik tuż pod telewizorami.
Lokal (a zwłaszcza nasza miejscówka) okazuje się idealny na tego typu wydarzenia! Pierwszy raz mamy okazję oglądać tak ważny mecz polskiej reprezentacji w knajpie. Musimy przyznać, że bardzo nam się podoba – atmosfera jest niesamowita. W momencie gdy z głośników leci Mazurek Dąbrowskiego, wszyscy bez wyjątku wstają i zaczynają śpiewać nasz hymn. Poza tym każdą akcję, każdego strzelonego gola i przede wszystkim honorowego karnego na sam koniec, przeżywamy wspólnie z pozostałymi kibicami – jak jeden wielki organizm. Coś pięknego!
8 grudnia znów robi się biało, ale według prognoz o śniegu na Święta możemy niestety zapomnieć. Cieszymy się zatem chociaż z tej chwilowej namiastki zimy.
W 2022 roku pierwszy raz od bardzo dawna decydujemy się na krótką grudniową podróż (zazwyczaj w tym miesiącu są najlepsze oferty, a my nie mamy wolnego czasu!). Kupujemy bilety lotnicze w śmiesznych cenach i 16 grudnia nad ranem lecimy do Kopenhagi. Odwiedzamy Tomka tatę w Hillerød, a później we trójkę robimy obchód po wszystkich kopenhaskich jarmarkach bożonarodzeniowych!
W niedzielę jesteśmy już w domu i udaje nam się nawet obejrzeć finał MŚ w Piłce Nożnej. Cieszymy się niezmiernie z wygranej Argentyny wraz z moją argentyńską rodziną, która relacjonuje świętowanie tego zwycięstwa na instagramie. Aż miło popatrzeć!
Dopiero 20 grudnia kupujemy swoją mini choinkę. Tomek wybiera taką z dwoma czubkami, ponieważ jak stwierdził – „jeśli my jej nie weźmiemy, to już pewnie nikt inny jej nie kupi”. Nam dwa czubki nie przeszkadzają, bo drzewko jest dzięki temu wyjątkowe, a przede wszystkim nasze.
W wigilię Bożego Narodzenia z samego rana zaliczamy jeszcze 10-kilometrową przebieżkę. A potem zasuwamy, żeby tylko zdążyć z wszystkim – ciastami, prezentami i przygotowaniem siebie do wyjścia. Pierwszy raz jedziemy razem do Tomka babci do Sopotu na krótkie wigilijne spotkanie. Później zabieramy Tomka rodziców i wujka, po czym wszyscy udajemy się do mojej rodziny na pierwszą wspólną wigilię w tak dużym gronie. Jest nas bowiem aż czternaścioro (i są też dwa psy!).
U rodziców zostajemy aż do drugiego dnia Świąt. Oczywiście dużo czasu spędzamy przy stole :) ale oprócz tego trenujemy na siłowni i spacerujemy z Tusią, a 26 grudnia jedziemy na morsowanko do Sopotu. W zimnej wodzie zanurza się z nami mój brat, a także Mariusz z Julią.
Trochę głupio się przyznawać, ale choinkę ubieramy dopiero w drugi dzień Świąt… :D
Świetnym podsumowaniem tego szalonego roku okazuje się Sylwester, który jest po prostu inny niż wszystkie. Spotykamy się w naszym mieszkaniu z Agatą i Radkiem przy domowej pizzy i przekąskach podlewanych schłodzoną cavą i whisky. Plan jest taki, żeby przed północą wybrać się na orłowskie molo i pooglądać fajerwerki. My jednak bawimy się tak przednio, że właściwie tracimy poczucie czasu. W rezultacie spóźniamy się na fajerwerki, a noworocznego szampana otwieramy w środku lasu, w deszczu. No ale to już jest 2023, więc o nim opowiemy za rok… :)
Podsumowanie 2022 – lista wszystkich odwiedzonych miejsc:
- Austria (tranzyt)
- Chorwacja (Korenica, Makarska, Ogulin, Plitvička Jezera, Rakovica, Split)
→ wyspa Brač (Supetar)
→ wyspa Hvar (Brusje, Hvar, Jelsa, Milna, Poljica, Stari Grad, Sućuraj, Velo Grablje, Zaraće) - Czechy (Pasohlávky)
- Dania (Hillerød, Kopenhaga)
- Egipt (Hurghada, Luksor, Safaga – Soma Bay)
- Francja (Hyères, La Londe-les-Maures, Marsylia)
- Niemcy (Monachium)
- Polska (Babi Dół, Balice, Borsk, Chałupy, Gdańsk, Gniezno, Gołuń, Gostomko, Hel, Inowrocław, Jastarnia, Jastrzębia Góra, Jurata, Kolano, Kościerzyna, Kraków, Krzeszna, Kuźnica, Miszewko, Olpuch, Piecki koło Bydgoszczy, Poznań, Przytarnia, Puck, Sopot, Stanisławie, Swarzewo, Szymbark – Wieżyca, Tczew, Toruń, Wdzydze Kiszewskie, Wiele, Wierzbiczany, Władysławowo, Wyczechowo, Żnin)
- Słowacja (tranzyt)
- Słowenia (Šentilj v Slovenskih goricah)
- Szwecja (Malmö, Skurup, Svedala)
- Węgry (Budapeszt, Mernye)
- Włochy (Alghero, Bosa, Cabras, Cagliari, Capo Testa – półwysep, Elmas, Macomer, Oristano, Putzu Idu, Santa Reparata, Santa Teresa Gallura, Stintino, Torre Grande)
Plany na 2023?
Owszem, są! Mamy już nawet kupione bilety! Jako że podsumowanie 2022 powstaje już w nowym roku, możemy napomknąć także o naszych planach na 2023, jednakże tradycyjnie nie chcielibyśmy zdradzać zbyt wielu szczegółów – żeby nie zapeszać.
Możemy wspomnieć tylko, że o dwóch z trzech zaplanowanych destynacji myśleliśmy już od bardzo dawna. Sytuacja na świecie zdaje się nieco normować, dlatego jeden z kierunków jest poza Europą (i Afryką, którą również odwiedzaliśmy w ciągu minionych trzech lat). Pierwszy wyjazd już za parę dni i najszybciej dowiecie się o nim zapewne z naszego Instagrama i Facebooka, na których mamy nadzieję publikować bardziej regularnie.
W nowym roku 2023 życzymy sobie i Wam przede wszystkim zdrowia, szczęścia i spełniania marzeń – tych podróżniczych i nie tylko! Oby „nowa normalność” była po prostu starą, dobrą normalnością :)
Podsumowania poprzednich lat:
- Podsumowanie 2021 – rok powrotów
- Podsumowanie 2020. To był dziwny rok (choć nie taki zły!)
- Podsumowanie 2019. Dobra podróżnicza passa trwa!
- 2018 – nasz rekordowy rok podróży.
- Co z tym 2016? + Plany na rok 2017
- Podsumowanie 2015 – naszego polskiego roku
- Podsumowanie roku 2014
Robert
20 sierpnia 2023 — 12:45
Życie po covidzie :D kiedy następne wpisy?