2020. To był naprawdę dziwny rok, o czym chyba nikogo nie musimy przekonywać. Pewien wirus-celebryta zaskoczył wszystkich swym objawieniem i zapewne wielu osobom pokrzyżował plany. U nas również nie obyło się bez drobnych perturbacji. W ogólnym rozrachunku uważamy jednak, że w całym tym szaleństwie miniony rok wcale nie był dla nas zły. Czas zatem na nasze podsumowanie 2020!
Nasz rok 2020 w liczbach
Tradycyjnie krótkie podsumowanie 2020 roku w liczbach.
W dalszej części wpisu znajdziecie odrobinę bardziej rozbudowane, choć i tak mocno streszczone opisy kolejnych miesięcy.
71 miejscowości w 6 państwach na 2 kontynentach (pełna lista na końcu wpisu)
8 lotów
12 odkrytych trójmiejskich knajp
2 nowe rowery
1 ukończony (wirtualny) półmaraton
1 polski roadtrip
1 odwołana wycieczka
zupełnie nowe wyzwanie: Gdynia Underground
masa wspaniałych wspomnień i tysiące kolejnych zdjęć, które czekają na opublikowanie na blogu!
✈ Dziennik lotów:
Rok 2020 – chronologicznie
Świat stanął na głowie, ale w ciągu ostatnich 12 miesięcy i tak sporo się u nas działo. Dlatego po raz kolejny podsumowujemy miniony rok także chronologicznie.
Styczeń
Na początku stycznia trwa posylwestrowe afterparty (o naszej imprezie wspominamy w podsumowaniu 2019). Moi rodzice z bratem nadal są na Fuerteventurze, a my ze znajomymi „pilnujemy domu”. ;)
W Trójmieście wciąż można podziwiać zjawiskowe iluminacje świąteczne, dlatego wraz ze znajomymi odwiedzamy Park Oliwski i przy okazji odkrywamy pobliską knajpę – Classic Restaurant.
W połowie stycznia mamy już zaplanowane 3 wyjazdy na pierwszy kwartał tego roku. Ale tak na poważnie. Bilety lotnicze są kupione, a noclegi zarezerwowane!
Między 18 a 20 stycznia odpoczywamy w Turku, w Finlandii. Spotykamy się z Tomka tatą, który aktualnie tutaj pracuje.
Chwilę po naszym powrocie do Polski świat obiegają doniesienia o tajemniczym koronawirusie z chińskiego miasta Wuhan.
Luty
Na początku lutego odkrywany kolejną genialną knajpę w Gdyni – Neon Streetfood Bar.
Po raz pierwszy zapuszczamy się też na teren opuszczonego sanatorium w Gdyni Orłowie.
W międzyczasie napływa coraz więcej informacji o nowym wirusie. W polskich mediach tematem numer jeden jest już SARS-CoV-2.
W związku z powyższymi doniesieniami, przed kolejnym zaplanowanym wyjazdem mamy niemałe obawy, ale nie rezygnujemy z niego. Zabieramy więcej płynu do dezynfekcji niż zwykle oraz specjalne maski z wymiennym filtrem, które kupiła nam Tomka mama.
6 lutego wsiadamy w pociąg i przyjeżdżamy do Szczecina, gdzie oficjalnie rozpoczynamy dłuższy urlop. Następnego dnia wyruszamy w dalszą podróż, przez Berlin aż do Düsseldorfu, skąd w sobotę nad ranem wylatujemy do Republiki Zielonego Przylądka.
Spędzamy 9 cudownych dni na wyspie Boa Vista. Można powiedzieć, że to taka nasza walentynkowa podróż. Na pewno jeszcze ją opiszemy w osobnym wpisie! ;)
17 lutego czeka nas lot do Düsseldorfu z międzylądowaniem na wyspie Sal.
W Niemczech zatrzymujemy się na noc w miejscowości Wuppertal, skąd następnego dnia wracamy pociągiem do Polski. Mamy przesiadkę w Poznaniu, który żegna nas malowniczym zachodem słońca.
W Niemczech i na Wyspach Zielonego Przylądka zero paniki związanej z wirusem, choć w aptece na berlińskim dworcu wywieszono karteczkę z informacją, że maseczki zostały wyprzedane (nikt ich jednak nie nosił, więc gdzie się podziały?). My naszych masek też nigdy nie użyliśmy.
*
Wracamy do Gdyni, do spacerów, siłowni i biegania. To już ostatni dzwonek na przygotowania do półmaratonu!
Odkrywamy jeszcze jeden świetny lokal gastronomiczny w Gdyni – pizzerię Francesco.
Moi rodzice z bratem lecą na zgrupowanie kitesurfingowe do Egiptu, a ja dostaję od nich wakacyjne fotki i wspominam Safagę (byliśmy tam razem na wakacjach w 2008 roku).
28 lutego wyruszam z Tomkiem do Odessy, aby świętować moje urodziny. 2020 to rok przestępny (zawsze mówimy, że przestępczy :D), więc między lutym a marcem mamy dodatkowy dzień na zwiedzanie i celebrowanie tego, że znów jestem o rok starsza! :P
Marzec
2 marca wracamy z Ukrainy do Polski.
Na początku miesiąca trochę chorujemy, więc zostajemy w domu, żeby się wykurować.
Mistrzostwa Świata w Półmaratonie zostają przełożone na październik, z czego akurat się cieszymy, bo nawet nie bylibyśmy za bardzo przygotowani, a wręcz jesteśmy osłabieni po przebytej chorobie.
Gdynia powoli pustoszeje. W Dzień Kobiet robimy sobie spacer po Orłowie. Jest niedziela, pogoda dopisuje, a spacerowiczów dużo mniej, niż zwykle.
11 marca WHO oficjalnie ogłasza pandemię koronawirusa. Dwa dni później Polska dosłownie się zamyka. 18 marca tacie Tomka udaje się bezpiecznie wrócić z Finlandii do kraju w ramach akcji „Lot do domu”.
Wszyscy (no, może poza nielicznymi wyjątkami) dajemy się wkręcić w spiralę strachu.
W całej tej psychozie po kryjomu, bardzo wcześnie rano, wymykamy się na spacery. Bo społeczeństwo już zaczyna się dzielić. Niektórzy uważają, że spacer to nic złego, a wręcz konieczność. Pozostali natomiast są zdania, że należy zostać w domu, aby uchronić siebie i innych przed zakażeniem.
W marcu nadal więcej jest tych przerażonych. My też się boimy, ale bez aktywności na świeżym powietrzu nie potrafimy żyć. Ograniczamy ją więc do niezbędnego minimum i nikomu się nie chwalimy, że o poranku łazimy po lesie i wyludnionej plaży.
Większość czasu i tak spędzamy w domu (lub w pracy – Tomek od poniedziałku do soboty jeździ do naszej rodzinnej firmy, a ja działam zdalnie).
Spontanicznie zaczynam sobie przypominać, jak się rysuje. Narzeczony za to wkręca się w gotowanie, wiesza też na ścianie zapomniane ramki na zdjęcia i ozdobny talerzyk z Maroka. W wolnym czasie siedzimy na dupie jak dwa tłuste pączki, choć za oknami rozkwita już wiosna.
Nasze przemyślenia z początku pandemii znajdziecie tutaj:
Kwiecień
Na początku kwietnia Tomek zabiera mnie na przejażdżkę po opustoszałej Gdyni. Czuję się jak turystka w obcym mieście. Na ulicach nie ma prawie nikogo!
Odwiedzamy tego dnia szpital w Redłowie. Przywozimy batony proteinowe z naszej firmy, aby wesprzeć personel medyczny w tym trudnym czasie.
Siłownie są zamknięte, więc zmuszeni jesteśmy do trenowania w domu. Tomek przywozi swoją starą ławkę do ćwiczeń, kompletujemy trochę obciążenia i sprzętu.
4 kwietnia dostaję wideo z pozdrowieniami od naszej rodziny z Argentyny. Popłakałam się z radości, a trochę też ze smutku, topiąc go w butelce prosecco. Moja psychika powoli już tego wszystkiego nie wytrzymuje.
Nazajutrz odwiedzamy moich rodziców i spotykamy się na odległość na tarasie (co za szaleństwo!). Znów mam łzy w oczach. Chciałabym przytulić się do mamy, ale przecież cały czas nas straszą: „nie wolno!”.
Robi się coraz cieplej, a dni są coraz dłuższe. Odgruzowujemy trochę zielony teren przy domu i zaczynamy pijać herbatki na świeżym powietrzu.
Przygotowujemy i spędzamy pierwszą Wielkanoc tylko we dwoje, bez naszych rodzin.
Kilka dni później pożyczamy od moich rodziców rowery i zaczynam z Tomkiem jeździć do pracy, żeby nie zwariować w domu.
Knajpy działają tylko na dowóz lub na wynos, więc staramy się też wspierać lokalne gastro (kupujemy piwo w Tawernie i zamawiamy pizzę w Pizzerii Orłowskiej).
20 kwietnia rząd zaczyna „odmrażać gospodarkę” i w pierwszej kolejności otwiera… lasy i plaże.
Wybieramy się zatem na pierwszy dłuższy spacer od czasu wprowadzenia (jak się później okazuje, nielegalnego) zakazu przemieszczania się. W drodze powrotnej praktycznie w środku miasta spotykamy rodzinę wiewiórek (młode w ogóle się nas nie bały!). Widać, że pod nieobecność człowieka natura „przejęła” okolicę.
Rozpoczynamy też sezon na grilla przed domem.
Wkręcamy się w tzw. mikropodróże i poznawanie naszego regionu na nowo. Odwiedzamy Krynicę Morską, gdzie po raz pierwszy w życiu znajdujemy prawdziwe bursztyny.
Powstaje też ważny wpis na blogu, któremu poświęcam sporo czasu. Przeglądając kamery internetowe i przeróżne materiały, porównuję widoki „kiedyś i dziś”. Popularne turystycznie miejsca, które odwiedziliśmy w przeszłości, zmieniły się nie do poznania. Wenecja, Barcelona, Valletta, Londyn, Bangkok. Są dosłownie opustoszałe, wyglądają jak wymarłe miasta.
Wpis pełen takich porównań znajdziecie tutaj:
Maj
Majówka to kolejna mikropodróż: Jurata, Hel, Jastarnia. Odwiedzamy Rezerwat „Helskie Wydmy”, przez plażę i las docieramy aż do miasta Hel. Do Juraty, gdzie zostawiliśmy auto, wracamy pociągiem.
Odkrywamy w Gdyni zupiarnię Gary na Ogniu i wspieramy ją w czasie pandemii, zamawiając przepyszne zupy do pracy.
10 maja robimy sobie z rana długi spacer po plaży z Orłowa aż do centrum Gdyni, gdzie spotyka nas niespodzianka: na Molo Południowym wylegują się małe foczki!
Poza tym sezon grillowy trwa w najlepsze:
Nie wiedzieć czemu dopiero teraz, odwiedzamy pizzerię Viva la Pizza prowadzoną przez moją koleżankę z podstawówki. Zamawiamy przepyszną pizzę na wynos i zajadamy prosto z kartonika w pobliskim parku.
Wciąż jeździmy na rowerach – i to sporo!
17 maja organizujemy kolejną mikropodróż – odwiedzamy Jantar, Mikoszewo, Sztutowo i Kąty Rybackie.
Następnego dnia po raz pierwszy od marca spotykamy się „normalnie” z moimi rodzicami i bratem, w domu i przy jednym stole.
24 maja to pierwsza rocznica naszych zaręczyn – robimy sobie ponownie spacer z Orłowa do centrum Gdyni. Goni nas pierwsza wiosenna burza, więc chowamy się przed nią, zamawiając cappuccino w Contraście. Następnie ucztujemy po grecku w restauracji Santorini, po czym wracamy nad morze. Rocznicowy toast wznosimy doskonałym kraftowym piwem w Browar Porcie.
Pod koniec maja do Gdyni przyjeżdżają Kinga z Wojtkiem, którzy nocują w naszym Gdynia Underground.
Być może już ich znacie – Kinga prowadzi bloga podróżniczego Floating My Boat i jest rewelacyjnym fotografem, o czym możecie przekonać się, zaglądając do jej portfolio na stronie kingamadro.com! Wojtek zaś nagrywa ciekawe vlogi, które publikuje na kanale Dziki Zew.
Pokazujemy im Gdynię, przemierzając nasze ulubione szlaki. Jedziemy też razem na Hel, gdzie spontanicznie urządzamy sobie mały urbex, zaglądając do opuszczonego kina Wicher (które niestety kilka miesięcy później zostaje zburzone).
Kinga robi nam fantastyczne zdjęcia, a Wojtek opowiada o roślinach. Ma potężną wiedzę w tym zakresie! Nie mieliśmy pojęcia na przykład o tym, że w Gdyni spomiędzy płyt chodnikowych wyrasta… rukola!
Z pobliskiego hotelu rozbrzmiewa głośna muzyka, ludzie bawią się na weselu. Piosenka to „Rudy się żeni” zespołu Big Cyc. Oznaka powrotu do normalności!
Dzięki Kindze i Wojtkowi odkrywamy też gdyńską kawiarnię o nazwie Kofeina. Można tu wypić dobrą kawę i zjeść pyszne ciacho!
Ostatniego dnia miesiąca po raz pierwszy w tym roku wpadamy do Wdzydz Kiszewskich.
Chcemy jeszcze bardziej wspierać nasze ulubione knajpy w tym trudnym pandemicznym czasie, dlatego na blogu powstaje pierwszy podróżniczo-kulinarny wpis. Znajdziecie go tutaj:
Czerwiec
Mój brat trenuje w Sopockim Klubie Żeglarskim, więc robimy sobie również rowerowe wycieczki z Gdyni do Sopotu. Odkrywamy restaurację Spoko, która ma genialny widok na spot wind- i kitesurfingowy.
Decydujemy się podjąć nowe wyzwanie… i przejmujemy obsługę naszych apartamentów Gdynia Underground (dotychczas robiła to firma zewnętrzna)! Na Boże Ciało ponownie otwieramy obiekt i po raz pierwszy sami przyjmujemy Gości. Mamy ręce pełne roboty!
Odkrywamy też Honolulu wisefood w Gdyni – knajpkę serwującą przepyszne dania z owocami morza.
Po zameldowaniu wszystkich Gości spędzamy weekend w Jastarni i oficjalnie rozpoczynamy sezon na campingu Maszoperia sun4hel.
Często jeździmy rowerami po Gdyni i sporo spacerujemy.
Mamy piękne lato. Pewnego wieczora na Skwerze Kościuszki ludzie tańczą do kubańskich rytmów „Al Paso” zespołu Los Van Van. Słysząc te dźwięki, czujemy się jak na Karaibach!
27 czerwca jedziemy razem do Starogardu Gdańskiego na zastępstwo w jednym z naszych punktów. Tomek zostaje w Vitamin Shopie, a ja uciekam na miasto z aparatem. Po zamknięciu sklepu wyruszamy na małą wycieczkę!
Zatrzymujemy się po drodze w Fojutowie, a docelowo jedziemy do miejscowości o nazwie Runowo Krajeńskie.
Wracając do domu, odwiedzamy Bory Tucholskie (za jakiś czas o tym wszystkim napiszemy!).
Na zakończenie naszego weekendowego trip’a wpadamy na pizzę do Starego Browaru w Kościerzynie. Jeszcze tego samego dnia oddajemy głosy w wyborach prezydenckich!
Lipiec
Lato i sezon w Underze trwają w najlepsze, więc pracujemy, spacerujemy, biegamy i trenujemy na siłowni. W wolnym czasie plażujemy i spotykamy się ze znajomymi w nadmorskich knajpach – za to kochamy nasze miasto!
Mimo że miejsce to działa od lat, my dopiero w tym roku po raz pierwszy odwiedzamy Bollywood z Asią i Szymonem. Serwują tu smaczne indyjskie jedzenie, można również zapalić shishę.
10 lipca kupujemy sobie własne, nowe rowery i jest to jedna z najlepszych inwestycji tego roku!
Następnego dnia robimy wypad do Celbowa i Rzucewa. Widzimy się z moimi rodzicami i bratem w restauracji Nordowi Mol, serwującej tradycyjne polskie jadło.
12 lipca organizujemy z wujkiem Tomka pierwszą dłuższą wycieczkę rowerową do Gdańska. Ruszamy z Orłowa i jedziemy przez Sopot, Jelitkowo, Brzeźno, aż do Nowego Portu. Po powrocie do Gdyni wpadamy na zasłużone piwo i fryty w Tawernie Orłowskiej!
Pracę w Gdyni przeplatamy z pobytami na Półwyspie Helskim. Na plaży od strony otwartego morza podziwiamy na niebie kometę C/2020F3 NEOWISE.
Odkrywamy też nieznane nam dotąd zakątki Jastarni.
Pewnego razu podczas biegania w Gdyni odwiedzamy wyjątkowe miejsce, w którym można nabyć (a nawet samemu zbierać!) świeżutkie maliny – Malinogród.
Przypadkiem trafiamy też na mało popularną miejscówkę z widokiem na morze. Wpadamy tu na piwo o zachodzie słońca, a później odwiedzamy Letnią Scenę Blues Clubu w Kolibkach, gdzie trwa koncert jazzowy.
Do pracy najczęściej jeździmy na rowerach, robiąc sobie czasem przejażdżki po mieście.
Poza tym, muszę to napisać – Tomek jest coraz lepszy w robieniu pizzy! :D
26 lipca to imieniny Anny i Hanny, czyli moje i mojej mamy. Zazwyczaj obchodziliśmy je na Półwyspie Helskim, ale w tym roku jest inaczej. Wybieramy się na rowerową wycieczkę do Rewy. Na miejscu są już moi rodzice i brat, który bierze udział w zawodach Ford Kite Cup. Młodemu idzie świetnie – zajmuje II miejsce w swojej kategorii wiekowej U15!
Po wszystkim wpadamy na genialną pizzę do knajpki Riffe Surfpizza. A później nadchodzi wielka ulewa (nawet nie pytajcie, jak wróciliśmy do domu :D).
Tego dnia na dobre pada mi telefon, nie mogę dzwonić ani robić zdjęć.
Raz postanowiliśmy też wpaść na piwo do Pubu 10/6 w hotelu Quadrille w Orłowie. Nieprzyzwoicie drogie, kraftowe piwo. Ale za to z jakim widokiem!
Sierpień
Sierpień upływa nam pod znakiem rowerowych przejażdżek i pracy. Obsługujemy Underground, jednak dotychczasowe obowiązki nie zniknęły. Pomimo natłoku roboty mamy ogromną satysfakcję z zadowolenia naszych Gości i każdej pozytywnej opinii!
Poznajemy kolejne fantastyczne miejsca: meksykańską restaurację Luis Mexicantina oraz kawiarnię Uboga Krewna, która wieczorami zamienia się w klimatyczny pub.
6 sierpnia to urodziny Tomka, czyli: długi spacer po Gdyni, kawa i ciacho w zaprzyjaźnionym lokalu Kate Coffe & Cake, obiad w Luisie, piwo w Browar Porcie i powrót do domu pieszo.
Następnego dnia jedziemy na Półwysep, aby świętować z moimi rodzicami. Na skuterach wodnych przypływają do nas Asia i Szymon.
Robimy wycieczkę pontonem na Mewią Rewę i uprawiamy wakeboarding.
15 sierpnia udajemy się na najdłuższą jak dotąd rowerową wycieczkę z Jastarni do Pucka (przez Chałupy i Swarzewo) i z powrotem – robimy ok. 54 km!
W Pucku zajadamy pizzę w Ristorante Mozaika i kibicujemy mojemu bratu, który bierze udział w kolejnych zawodach Ford Kite Cup. Piotrek zajmuje II miejsce na Mistrzostwach Polski Formuła Kite do lat 16 (U16) oraz w Mistrzostwach Europy Formuła Kite do lat 15 (U15)!
W drodze powrotnej zatrzymujemy się na chwilę na campingu Chałupy 6. Aż chce się wejść, usiąść i zostać na drinka – rewelacyjny klimat!
16 sierpnia to drugi dzień zawodów kitesurfingowych. Tym razem do Pucka przypływamy pontonem z Jastarni.
Mam już nowy telefon, ale wciąż jeszcze nie udało mi się zgrać plików ze starego. Muszę co chwilę pożyczać od kogoś iPhone’a do zdjęć, a dzwonić mogę tylko z numeru undergroundowego… Jest to dość upierdliwe, jednak notorycznie brakuje mi czasu na przerzucenie wszystkiego z jednego urządzenia na drugie!
*
Noc z 21 na 22 sierpnia jest zdecydowanie najcieplejsza w roku. Spędzamy ją w Gdyni z Asią i Szymonem. O 23:10 temperatura powietrza wynosi 26 stopni Celsjusza!
Z centrum wracamy do domu pieszo. Jest tak gorąco, że Tomek część trasy pokonuje bez koszulki. :P
*
26 sierpnia w końcu odpalam nowy telefon i ponownie wybieram się do rodziny na Półwysep Helski. Brat uczy mnie surfingu na falach. Nie jest to wcale proste!
Trzy dni później dołącza do nas Tomek. Pod koniec sierpnia pływamy na wake’u, chillujemy, jeździmy na rowerach. Jest po prostu przepięknie! ❤
Wrzesień
5 września, zgodnie z naszą tradycją, która trwa nieprzerwanie od 2007 roku, wybieramy się na kilka dni do drewnianego domku w środku lasu. Po drodze wpadamy na pizzę Vesuvio w kościerskiej Mammarosie. To nasz obowiązkowy rytuał podczas podróży do Wdzydz Kiszewskich!
W tym roku jest nieco inaczej, ponieważ towarzyszy nam Tomka wujek, który wynajął inny domek w tym samym ośrodku. Już pierwszego wieczora wujaszek namawia nas na szanty w tawernie na terenie Stanicy Wodnej PTTK na zakończenie sezonu żeglarskiego. Pierwszy raz uczestniczymy w takiej imprezie i musimy przyznać, że bardzo nam się podoba!
Po raz pierwszy też wzięliśmy ze sobą rowery. Jedziemy na jedną dłuższą wycieczkę – część naszej trasy to 13-kilometrowy szlak o nazwie Pętla Czarlina.
Wujek zabiera nas na rejs po jeziorach statkiem Stolem II o napędzie elektrycznym i to też jest nasz pierwszy raz na tej jednostce.
Jednego dnia przyjeżdżają do nas moi rodzice z bratem na ryby oraz grilla.
Zwiedzając okolicę, zaliczamy spontanicznie mały urbex w opuszczonym ośrodku wczasowym Gołuń.
11 września świętujemy urodziny mojego brata i mojej mamy. Tego dnia niespodziewanie dowiadujemy się o przyjeździe mojego kuzyna Conrada z Kanady. Nie widzieliśmy się ładnych parę lat! Spędzamy z nim zatem dwa kolejne dni i poznajemy jego kolegę oraz współpracownika o imieniu Marc. Po imprezowej nocy w Gdyni po raz pierwszy śpimy w naszym obiekcie Gdynia Underground (te łóżka są naprawdę meeeega wygodne!).
W Gdyni nadal lato!
Ponownie rzucamy się w wir pracy, treningów, spacerów i wciąż śmigamy na rowerach.
20 września robimy sobie wycieczkę do Gdańska – najpierw odwiedzamy centrum i Stare Miasto, a później podziwiamy słynne murale na Zaspie.
O muralach na gdańskiej Zaspie przeczytacie tutaj:
25 września ponownie wybieramy się do Gdańska, żeby zdobyć kolejne pieczątki na Szlaku Piwnym 3City Beer Trippin’.
W międzyczasie pojawiają się już pierwsze oznaki jesieni.
Sezon w Underze powoli się kończy, a my chcielibyśmy odpocząć w jakimś nieco cieplejszym kraju. Postanawiamy zaryzykować i kupujemy wycieczkę last minute do Grecji (ma to być tygodniowy pobyt w pięknym, 5-gwiazdkowym hotelu na Krecie).
Październik
Październik na pierwszy rzut oka zaczyna się kiepsko, ponieważ nasz wyjazd na Kretę, przez koronapanikę i idiotyczną decyzję greckiego rządu, nigdy nie dochodzi do skutku.
Mieliśmy wylatywać 4 października z Gdańska, natomiast 1 października dowiadujemy się, że odwołują nasze upragnione wakacje przez wprowadzenie dosłownie z dnia na dzień obowiązkowych testów na COVID! Najlepsze jest to, że gdybyśmy mieli lot dzień wcześniej, to jeszcze psim swędem by nam się udało…
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. W ciągu dwóch tygodni biuro podróży ma nam zwrócić pieniądze za wycieczkę. Straciliśmy jedynie kasę na ubezpieczenie, które chroniło nas od dnia zakupienia polisy.
Aby odrobinę odreagować, 2 października udajemy się z kolegą Deterem do Sopotu na piwo i po kolejne pieczątki w ramach piwnego szlaku. Jemy po raz pierwszy w Browarze Miejskim – potrawy mają przepyszne, podobnie zresztą jak warzone przez nich piwo! Idziemy jeszcze na jedno do Konsulatu i wracamy do domu.
Nazajutrz na pocieszenie wybieramy się na grecką ucztę w gdyńskiej tawernie Zante.
Zastanawiamy się, co robić z niewykorzystanym urlopem. Myślimy nawet o podróży samochodem do Chorwacji, ale obserwując ostatnie działania kolejnych rządów europejskich państw, uznajemy to za zbyt ryzykowne.
Ostatecznie na totalnym spontanie organizujemy roadtrip po Polsce. Zwiedzamy Warmię i Mazury oraz Podlasie, a na deser zostawiamy sobie Warszawę (gdzie spotykamy się z naszą koleżanką Moniką) oraz Żnin. Bawimy się wybornie – cały wyjazd zasługuje na osobny wpis!
Po powrocie od razu zabieramy się za bieganie licząc na to, że półmaraton w Gdyni jednak się odbędzie, ale…
Polska ślepo idzie w ślady pozostałych europejskich państw i funduje nam po cichu kolejny lockdown. 16 października, podobnie jak rzesza innych, mocno wkurzonych ludzi, udajemy się na ostatni trening do Calypso, bo… następnego dnia znów zamykają siłownie! :/
17 października zaliczamy w końcu półmaraton. Bieg masowy niestety został odwołany, więc po raz pierwszy startujemy „wirtualnie”, biegnąc z aplikacją… Jedyne zalety to możliwość wyboru własnej trasy (nasza prowadziła z Gdyni przez Sopot, aż do Gdańska i z powrotem) oraz masa napotkanych po drodze biegaczy biorących udział w tym samym wydarzeniu. Nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy tylu biegowych pozdrowień i uśmiechów w ciągu dwóch godzin! :)
Po biegu wciągamy zasłużony meksykański obiad w naszym ulubionym Pueblo.
Nazajutrz wujek Tomka mówi: „chodźcie na piwo, zanim wszystko zamkną!”.
No i niestety ma rację.
23 października idziemy też na miasto z Deterem po ostatnie piwne pieczątki, ponieważ już następnego dnia wszystkie knajpy mają być zamknięte.
W całym Trójmieście atmosfera jest tak gęsta, że można by wykrawać z niej kawałek po kawałeczku, jak z lodowego tortu z bezą. Trwa właśnie Strajk Kobiet wywołany przez kontrowersyjne orzeczenie TK na temat aborcji.
Poza tym chyba ogólne wkurwienie społeczeństwa na to wszystko, co się wokół dzieje, właśnie osiągnęło swój punkt kulminacyjny. Ludzie po prostu mają dość obostrzeń, lockdownów i tego, że teraz liczy się tylko jedna choroba na literę C.
Co tu dużo mówić – nam też udzielają się podobne nastroje, ale staramy się o tym nie myśleć.
Popijamy piwo w gdyńskim AleBrowarze przy nieustających dźwiękach klaksonów rozbrzmiewających z aut, które na znak protestu suną ślimaczym tempem przez centrum.
Mamy poczucie, że na naszych oczach dzieje się historia, tylko czy to coś tak naprawdę zmieni? Czy po prostu tłum pokrzyczy, potrąbi, a potem znów wszystko wróci do tej chorej „nowej normalności”?
Zahaczamy tego wieczora o Komara, gdzie serwują smaczne domowe nalewki, po czym idziemy dalej, na ostatnie piwo do Browar Portu. Tutaj w naszych piwnych paszportach wbite zostają ostatnie pieczątki i tym samym oficjalnie kończymy Trójmiejski Szlak Piwny!
Po 21:00, gdy zgodnie z kolejnym bzdurnym rozporządzeniem lokale gastronomiczne zostają zamknięte na czas nieokreślony, impreza przenosi się na świeże powietrze. Mnóstwo młodych ludzi sączy przeróżne trunki na Bulwarze i w parkach.
O 22:00 w Gdyni wciąż słychać uporczywe dźwięki klaksonów, protest nadal trwa. Jednak kilka minut później na ulicę Świętojańską wjeżdża policja z włączonym sygnałem świetlnym i odpala megafon. To chyba ma być przypomnienie o ciszy nocnej…
24 października do Trójmiasta na spontanie przyjeżdżają Kinga i Wojtek, tym razem również z siostrą Kingi, Weroniką. Wybieramy się razem na krótki spacer, w całym mieście nadal trwają protesty.
Następnego dnia odwiedzamy dzielnicę Gdyni o nazwie Babie Doły. Aż wstyd się przyznawać, ale jesteśmy tu po raz pierwszy!
Stamtąd jedziemy prosto na Półwysep Helski, do Kuźnicy i do Jastarni, gdzie ponownie spotykamy się z Kingą, Wojtkiem i Weroniką. W naszej przyczepie zajadamy świeże wędzone ryby, podziwiając przy tym zachodzące nad Zatoką Pucką słońce!
Wieczorem wpadamy do gdyńskiego Tokyo Sushi, żeby odebrać naszą kolację na wynos. Śródmieście jest całkowicie zablokowane – trwa kolejny protest.
26 października stoimy w korku i można powiedzieć, że po raz pierwszy bierzemy czynny udział w proteście samochodowym. Też sobie potrąbiliśmy, a co! Przed nami z naprzeciwka idzie tłum, w tym żul z otwartym browarem w ręku i kartonikiem z wymownym hasłem „jebać kotofila”. ;)
Okazuje się, że znów możemy wrócić na siłownię, co też ochoczo czynimy. Aby móc trenować w klubach fitness, wystarczy po prostu szykować się do zawodów! :D
Nie obchodzimy w tym roku Halloween. Nie ma strasznych przebrań ani makijaży – uznajemy, że ten rok jest już wystarczająco przerażający. ;) Zgodnie z tradycją kupujemy tylko dynie i wycinamy im upiorne gęby. Będą nam służyć jako świeczniki do momentu, aż zgniją i oklapną.
Moi rodzice z bratem lecą natomiast do Włoch, a dokładniej do Gallipoli, gdzie odbywają się kolejne wyścigi kitefoil. Dostajemy więc kolejną porcję zdjęć zza granicy – chociaż w ten sposób można nacieszyć oko!
Na blogu powstaje też kolejny wpis. O tym, jak wspominaliśmy Dzień Wszystkich Świętych z 2019 roku, przeczytacie tutaj:
Listopad
Absurd goni absurd. Rząd z dnia na dzień zamyka cmentarze, więc 1 listopada nie możemy odwiedzić grobów naszych bliskich. Wybieramy się za to na jesienny spacer z Tomka rodzicami i wujkiem.
Polacy solidaryzują się z poszkodowanymi przedsiębiorcami, którzy zaopatrzyli się w kwiaty i znicze na sprzedaż, a których zwyczajnie oszukano (jeszcze parę dni wstecz zapewniano, że cmentarze nie zostaną zamknięte). W ramach akcji #kuppanchryzantemę, kupujemy cmentarne kwiatki i stawiamy je na stole w kuchni.
Wybieramy się na listopadową wycieczkę do Jastarni. Po drodze, w Żelistrzewie, dostrzegamy stado żurawi na polu. Piękny widok!
11 listopada po raz pierwszy od lat nie bierzemy udziału w Biegu Niepodległości – bo co to za frajda startować w kolejnym wirtualnym biegu? Jest za to spacer po Gdyni i są listopadowe rogale od Kate. Cała Gdynia przybiera tego dnia biało-czerwone barwy.
15 listopada następuje kolejna ważna zmiana w naszym życiu: spontanicznie zaczynamy morsować (i wtedy jeszcze nie mamy pojęcia, że na początku 2021 roku będzie to robić cała Polska, a internet zostanie zalany memami o zimnych kąpielach :D).
Trwa piękna, złota jesień i jednocześnie zaczyna się bardzo pracowity okres w naszej firmie.
21 listopada, jedząc zapiekankę w bocznej uliczce w Gdańsku czujemy się trochę jak przestępcy. No bo przecież nie można jeść na ulicy ze względu na obowiązek zakrywania ust i nosa (który jest tak naprawdę bezprawny – ustawa nadal nie została opublikowana w Dzienniku Ustaw).
Po tym jakże haniebnym występku przemierzamy chłodny, ale wciąż piękny i niemalże opustoszały Gdańsk. W Centrum Informacji Turystycznej odbieramy tego dnia nagrody za ukończenie Trójmiejskiego Szlaku Piwnego.
W międzyczasie na blogu spisuję marynarskie wspomnienia mojego ś.p. Dziadka. Znajdziecie je tutaj:
Grudzień
Totalnie załapaliśmy bakcyla i w grudniu dalej morsujemy, w każdą sobotę.
W Trójmieście nie odbywa się niestety żaden jarmark bożonarodzeniowy, ale za to na ulicach rozbłyskują iluminacje świetlne. Ponadto, w Gdyni pojawiają się wystawa oraz flagi upamiętniające wydarzenia z grudnia 1970.
Moi rodzice i brat lecą na zawody kitefoil open na Gran Canarię, gdzie Piotrek junior zdobywa tytuł Vice Mistrza Europy w swojej kategorii wiekowej, a nas rozpiera duma!
Rodzina wraca do Polski dopiero w wigilię nad ranem. Przyjeżdżamy do nich wcześniej, żeby pomóc w przygotowaniach do Świąt. Jest trochę stresu i pośpiechu (24 grudnia dosłownie na ostatnią chwilę kupujemy choinkę!), ale ostatecznie udaje nam się zorganizować świetną rodzinną imprezę z rodzicami i wujkiem Tomka. Odwiedza nas nawet prawdziwy Święty Mikołaj, u którego każdy musi „wykupić” swój prezent – jak co roku zresztą! :D
Takie urocze figurki dostaliśmy od mojej mamy na Święta. Żaba jest uważana za symbol związany z bogactwem, obfitością i szczęściem. Te dwie doskonale odzwierciedlają nas w podróży! :D
Zaliczamy też świąteczny spacer i świąteczne morsowanie.
Pod koniec grudnia udaje nam się wyruszyć w ostatnią podróż w 2020 roku. Na szczęście nie odwołują nam lotu, ale za to w ostatniej chwili dowalają 10-dniową kwarantannę dla powracających zza granicy, z czym niestety musimy się pogodzić. Do Polski wracać mamy dopiero w styczniu.
Zamykają też po raz kolejny siłownie, tym razem już tak na dobre (są nieliczne wyjątki – trzeba być np. powołanym do kadry narodowej).
29 grudnia lądujemy u znajomych w Szwecji, gdzie bawimy się doskonale i z nadzieją na „lepsze czasy” witamy nowy rok 2021!
(a kwarantanny ostatecznie udaje nam się uniknąć, bo decydujemy się wracać do Polski promem – wówczas 10-dniowa izolacja nie obowiązuje :)))
Podsumowanie 2020 – lista wszystkich odwiedzonych miejsc:
- Finlandia (Turku)
- Niemcy (Berlin, Dusseldorf, Wuppertal)
- Polska (Ateny, Augustów, Białystok, Celbowo, Chałupy, Czarlina, Fojutowo, Gdańsk, Gdynia, Gołdap, Gołuń, Hel, Jantar, Jastarnia, Jurata, Kąty Rybackie, Kosakowo, Kościerzyna, Krynica Morska, Kuźnica, Łubiana, Małe Swornegacie, Mikoszewo, Narew, Odrynki, Olpuch, Olsztyn, Poznań, Przerębska Huta, Puchły, Puck, Rapa, Rewa, Runowo Krajeńskie, Rzucewo, Siła, Skoczkowo, Sopot, Stańczyki, Starogard Gdański, Supraśl, Swarzewo, Szczecin, Sztutowo, Tomaszkowo, Trześcianka, Tykocin, Warszawa, Wąglikowice, Wdzydze Kiszewskie, Żnin, Żelistrzewo, Żukowo)
- Republika Zielonego Przylądka (Boa Vista – Bofarreira, Cabeça dos Tarrafes, Fundo das Figueiras, João Galego, Povoação Velha, Rabil, Sal Rei; Sal – Espargos)
- Szwecja (Sztokholm, Norrtälje, Bergshamra, Hägernäs, Solna)
- Ukraina (Odessa)
1 Second Everyday
Na naszym kanale na YouTube znajdziecie również kolejny filmik nakręcony za pomocą aplikacji 1 Second Everyday – podsumowanie 2020 w 366 sekundach. Zapraszamy do oglądania! :)
Jakie plany na 2021?
Ciężko jest cokolwiek planować w tych dziwnych czasach, ale pierwszy udany pobyt w Szwecji w tym roku napawa nas optymizmem! Będziemy szukać możliwych opcji i podróżować tak często, jak tylko się da! Jeśli chcecie zatem być na bieżąco z naszymi wyjazdami, zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie.
A Wam jak minął ten dziwny rok? Jakie miejsca odwiedziliście? Czego nauczyły Was minione miesiące? Stworzyliście też swoje podsumowanie 2020? Koniecznie dajcie znać w komentarzach na dole! :)
Życzymy Wam przede wszystkim dużo zdrowia, miłości, pogody ducha i mimo wszelkich przeciwności – wielu podróży oraz przygód w Nowym Roku 2021! ♥
Podsumowania poprzednich lat:
- Podsumowanie 2019. Dobra podróżnicza passa trwa!
- 2018 – nasz rekordowy rok podróży.
- Co z tym 2016? + Plany na rok 2017
- Podsumowanie 2015 – naszego polskiego roku
- Podsumowanie roku 2014
Asia
25 stycznia 2021 — 16:16
Fajosko. Tak naprawdę jakby zrobić takie podsumowanie, okazuje się że sporo robimy i jest aktywnie. Ja dodatkowo w takim roku zrobiłam parę solidnych renowacji przeróżnych pomieszczeń jak i u rodziny (niewielkim kosztem, a jaka radość a do tego odnalazłam się w tym:). Życzę wam i sobie lepszego 2021!
FOTO podróże BPE
27 stycznia 2021 — 08:49
Takie podsumowanie jest fajne ( głównie dla nas samych), aby po latach wrócić do niego i przypomnieć sobie jak to „drzewiej” bywało …… ja jednak takich nie robię i chyba robić nie będę – mam swoje archiwum na dysku i stale do niego wracam, żeby sobie przypomnieć co było rok, czy ileś tam lat temu
Tomek
27 stycznia 2021 — 10:23
U mnie też podsumowanie pokazało, że jednak sporo się udało zrobić w tym kiepskim roku :). Szkoda tylko, że podsumowanie finansów wygląda znacznie gorzej :D. Oby 21 był znacznie lepszy :).