„Jak bażant, kurwa mać, wyglądałem: skarpetki w kolorowe paski, spodnie – wąskie, nie takie pory! Skórzane buty na klamrę, granatowy garniturek, koszulka zagraniczna, letnia, brąz kołnierzyk… i mówili w Gorlicach: patrz, Zygmunt Sakowski przyjechał – marynarz!”
Dziadek nie przebiera w słowach. Zawsze bezpośredni i chętny do rozmowy, z przyjemnością przywołuje swoje jakże cenne, marynarskie wspomnienia. Ten człowiek zwiedził kawał świata w czasach, gdy dla przeciętnego obywatela naszego kraju było to niemożliwe.
On opowiada, a ja z zapartym tchem chłonę każde jego słowo i robię notatki, zupełnie jakbym była słuchaczem jednego z najciekawszych wykładów na uczelni.
Opowieści z rejsów
Gdy płynęli z Buenos Aires i byli już w morzu, wyskoczył mu bark. „W Las Palmas de Gran Canaria przypłynął motorówą lekarz i rękę nastawił.”
Tę jego wielką bliznę pamiętam do dziś, od najmłodszych moich lat.
*
„Chińczycy na łbach mieli takie kółeczka – koszyki takie bambusowe – i ładowali rudę, żeby dociążyć statek. Było ich tysiące!”
Tym razem wspomnienie z Chin. Z czasów, gdy zamiast panoramy wieżowców można było tam ujrzeć co najwyżej puste pole. Zarówno mój, jak i Tomka Dziadek widzieli ten kraj zgoła inaczej, niż my (w 2013 roku odwiedziliśmy Hong Kong, a w 2016 – Szanghaj).
*
„Już tam kurwa mać motorówki – takie szybkie – i pełno tych putan. Szefowa z nimi była. Oferowali – kto, za ile… za mydełko mogłeś se poruchać bracie, ale każdy się bał, bo syfa nie wiadomo jakiego można było złapać!”
Wspomnienia z Bangkoku, gdy na redzie byli.
*
„Nieraz nie było klimatyzacji – w Indiach, Bombaju, Kolombo. Miesiącami!”
Doprawdy ciężko jest nam to sobie wyobrazić. Doświadczyliśmy już tych azjatyckich upałów, gdy w ciągu zaledwie kilku minut od wyjścia z klimatyzowanego hotelu, pot lał się z nas strumieniami. Co to dopiero musi być, gdy przez parę miesięcy non stop doświadczasz takiego klimatu, mieszkając w ciasnej kajucie…
*
Dziadek wspomina największy sztorm.
„Nie wszyscy się modlili, tylko ci co do Częstochowy jeżdżą. Był taki sztorm, że kucharz wołał Boga i klękał do nieba.”
Statek MS Mazury – miało to miejsce, jak wyszli z Rotterdamu.
„Statek chyba pusty, pod balastem żeśmy wyszli. Jak nam zaczęło piźdizć, fala coraz większa – na wysokości Rotterdamu, a za chwilę był Amsterdam. Ja byłem na sterze wtenczas tam. Nie dało się utrzymać steru! Dopiero chief przyjechał, bo kapitan nie wiedział, co robić. »Wypierdalaj chuju!« i zaczął sterować, »ile możesz obrotów!« – do mechanika krzyknął, »bo się wywalimy!« – i pod falę, powolutku do przodu. Potem kapitan przepraszał za to, że nie wiedział co robić.”
*
„W Kołobrzegu to nie było marynarstwo – takich mi dali, że to nie byli marynarze. Hania (moja Mama – przyp. aut.) tam była nawet ze mną w pasażerskiej kabinie, jako dzieciak. Tam takie gnojki, pijaczki – do roboty nikogo, ja sam zostałem.”
Takiego Dziadka zapamiętuję. Pracowitego, zdyscyplinowanego i bezpośredniego. Miał swoje zasady i zawsze się ich trzymał.
*
Pytam o pierwszy odwiedzony kraj. Była to Szwecja, rok 1949/50. „Można było wychodzić, ale nie można było gadać o tym za dużo.”
Bardzo żałuję, że nie przywiózł zbyt wielu zdjęć ze swoich wojaży. Ostało się jednak kilka pamiątek – ogromne muszle, drewniane rzeźbione figurki. No i marynarskie wspomnienia. Masa wspomnień, choć mam poczucie, że mogłam zadawać mu więcej pytań, gdy jeszcze żył…
Dziadek opowiadał, że „na Darze Pomorza po maszcie bez zabezpieczenia się wspinali”. W roku 1952 służył w Marynarce Wojennej. Wspominał też wielokrotnie o Szkole Jungów.
Chrzest morski. I to nie jeden!
Ciekawym zwyczajem są również chrzty morskie – tradycyjne marynarskie ceremonie organizowane np. z okazji przekroczenia równika czy kręgu polarnego, a także dla członków załogi odbywających swój pierwszy rejs. Moja Mama znalazła ostatnio fotografie Dziadka z tamtych uroczystości. Oto kilka z nich:
Te wyjątkowe marynarskie wspomnienia zostały także uwiecznione na wielu dyplomach, które Dziadek zachował na pamiątkę.
MS Batory – ostatni rejs
Warto również dodać, że mój Dziadek był członkiem załogi transatlantyku MS Batory podczas jego ostatniego rejsu, zanim słynny statek „poszedł na żyletki”. Zachowało się u nas parę fotografii oraz dokumentów z tej historycznej podróży.
Uwielbiam historię powyższego zdjęcia. Odkąd pamiętam, Dziadek zawsze żartował, że „ta Chinka tak bardzo za nim tęskniła i tak bardzo płakała”. Moment wejścia na pokład samolotu linii Air France został uwieczniony przed wylotem do Warszawy. Załoga wracała wówczas do Polski po ostatnim, przedlikwidacyjnym rejsie statku MS Batory z Gdyni do Hongkongu.
Ku pamięci
Mój Dziadek opuścił nas 5 lipca 2019 roku, o czym wspominałam już w corocznym podsumowaniu oraz tutaj. W roku 2020 przez absurdalne decyzje rządu nie było nam dane odwiedzić cmentarza na Wszystkich Świętych, lecz byliśmy tego dnia myślami z bliskimi, którzy odeszli.
Jakiś czas temu znalazłam w telefonie powyższe notatki i przeczytałam je sobie po cichu. Usłyszałam wówczas w głowie głos mojego Dziadka, bowiem zapisałam te słowa dosłownie w takim samym stylu, w jakim opowiadał. Nieco wulgarnie, ale zawsze z uśmiechem na twarzy i w taki sposób, że po prostu chciało się słuchać. Wtedy pomyślałam, że warto podzielić się tym tekstem ze światem. Bez cenzury i upiększania – dokładnie tak, jak było.
Dziadek był wspaniałym człowiekiem i cieszę się, że dane mi było być przy nim do samego końca. Dziękuję mu za każdą chwilę spędzoną razem, za każdą ciekawą opowieść i za przekazanie mi tego wyjątkowego „genu podróżowania”, który sprowadził Dziadka do Gdyni aż z południa Polski i który każdego dnia powoduje, że snuję marzenia o kolejnych wojażach. ♡
***
Tomek
8 stycznia 2021 — 09:06
Wspaniałe wspomnienie, pięknie opisane! A na jednym ze zdjęć Dziadek wygląda nieco jak Elvis! Prawdziwy skarb <3
antekwpodrozy.pl
8 stycznia 2021 — 10:56
Bardzo ciekawy wpis.
Piotr
8 stycznia 2021 — 11:44
Wzruszające wspomnienia! Ja swojego dziadka znałem słabo. Życzę Ci, aby historia Twojego dziadka inspirowała Cię nadal do takich wpisów i dalekich podróży! Mnie zainspirowała :) Pozdrawiam serdecznie
Magdalena | OkiemMaleny.pl
13 stycznia 2021 — 23:46
Ach to były czasy :) Mój Tato zaczynał swoją morską karierę na Darze :) Gdy umarł jego kolega powiedział fajne zdanie, że był z czasów kiedy statki były z drewna, a ludzie ze stali, teraz niestety jest na odwrót.
Podróże w Naturze | Ania
14 stycznia 2021 — 12:37
Ale historia, ale Dziadek! <3 Zawsze mnie fascynowało, że ludzie mieszkający nad Bałtykiem często mają w rodzinie marynarzy. Dla nas, mieszkajacych w innych częściach kraju to brzmi niezmiernie egzotycznie i arcyciekawie! Świetne te wspomnienia, jeden z zawodów, który w tamtych czasach pozwalał zobaczyć kawał świata. Świata tak innego niż dzisiejszy… WOW!
Jarek | fajnepodroze.pl
22 stycznia 2021 — 10:15
Wow. Jestem poruszony historią dziadka.