Spędziliśmy w nim tylko kilka godzin niedzielnego popołudnia, a on przez ten czas zdążył nas uwieść. Innsbruck okazał się miłą odmianą po zwiedzaniu pięknego, aczkolwiek wypchanego po brzegi turystami, bawarskiego zamku Neuschwanstein. Zresztą już sama ciągnąca się przez tyrolskie doliny droga ze Schwangau do Innsbrucka dostarcza odprężających, sielankowych widoków.
Zanim ujrzeliśmy znak z napisem „Innsbruck” świadczący o tym, że osiągnęliśmy kolejny cel naszej podróży, naszym oczom ukazała się słynna skocznia narciarska Bergisel z jednej strony, zaś z drugiej – zabudowania miasta i górujące nad nimi kopuły oraz wieże wiekowych budowli. Mam wrażenie, że Innsbruck słynie bardziej z organizowanych w nim wydarzeń sportowych, niż z zabytków i urokliwych ulic, mimo iż naprawdę warto choć raz zobaczyć je na własne oczy.
Na ulicach Innsbrucka panował wyjątkowy spokój. Mieliśmy wrażenie, że spotkać tu można tylko tubylców – po mieście przechadzały się austriackie rodziny, a miejscowe dzieci ganiały się, trzymając unoszące się ku niebu, kolorowe baloniki. Jakie było nasze zdziwienie, gdy na deptaku natknęliśmy się na grupę ubranych w tradycyjne stroje Austriaków śpiewających nastrojową pieśń i zasłuchaną w nią, całkiem pokaźną publiczność, do której dołączyliśmy i my…
Bez konkretnego planu, błądziliśmy w labiryncie brukowanych uliczek, wśród zachwycających, kolorowych kamienic Starego Miasta, a zewsząd niósł się chóralny śpiew. Od czasu do czasu nasze myśli zagłuszał ryk silników przelatujących nad nami awionetek. Zastanawialiśmy się, cóż to za wydarzenie ma miejsce tego dnia w Innsbrucku. Jak się później okazało, trafiliśmy akurat na Święto Narodowe Austrii. Austriacki parlament właśnie 26 października 1955 roku uchwalił konstytucję oraz deklarację o wieczystej neutralności. Odwiedziliśmy zatem Innsbruck w bardzo szczególnym dla jego mieszkańców dniu, o czym z początku nie mieliśmy pojęcia. Spodobał nam się jednak sposób, w jaki Austriacy obchodzili swoje święto.
Nie było czasu na odwiedzenie Świata Kryształów w Wattens, ale za to trafiliśmy do eleganckiego, dwupiętrowego sklepu Swarovski Innsbruck na starówce, stanowiącego zarazem wyjątkową wystawę kryształowych figurek i biżuterii. Tutaj już nie obyło się bez Azjatek, robiących sobie zdjęcia na tle wszystkiego, co się świeci. ;)
Urokliwe Stare Miasto (uważane zresztą za jedną z najlepiej zachowanych średniowiecznych starówek Austrii) skupia wokół siebie najciekawsze atrakcje Innsbrucka – wyjątkowy Złoty Dach (Goldenes Dachl) pokrywający wykusz budynku, w którym aktualnie działa muzeum. Trudno przejść obojętnie obok znajdującej się w pobliżu, przepięknie zdobionej, białej kamienicy Helblinghaus. Niedaleko stoi imponująca barokowa Katedra św. Jakuba (Dom St. Jakob), a kawałek dalej znad rzeki Inn wyrasta szereg budyneczków w pastelowych barwach. Innsbruck jest zresztą pełen kolorów – fasady domów i kościołów są tutaj żółte, pomarańczowe, modre, turkusowe, a nawet różowe.
Nasz spacer po centrum miasta zakończyliśmy poszukiwaniami knajpy serwującej typowe austriackie dania – koniecznie takiej, w której stołują się przede wszystkim miejscowi. Tym sposobem trafiliśmy do restauracji Theresienbräu, gdzie oprócz tyrolskich specjałów można zamówić również warzone na miejscu piwo (którego, niestety, nie spróbowaliśmy ze względu na czekającą nas dalszą podróż samochodem).
Na stół wjechał sznycel po wiedeńsku (Schnitzel), gulasz wołowy duszony w warzonym na miejscu piwie z pyzą (Brauhausgulasch) i szpecle, czyli tradycyjny austriacki makaron w sosie z górskiego sera z prażoną cebulką i porem (Käsespätzle). Wszystko było wyśmienite, więc zdecydowanie możemy polecić Wam ten lokal, jeśli planujecie odwiedzić Innsbruck (ja jedynie nie tknęłam sznycla, gdyż nie jem wieprzowiny, ale Tomek twierdzi, że dobry ;)).
Po wyjściu z restauracji spotkała nas miła niespodzianka. Na zewnątrz panował zmierzch, w oknach budynków rozbłysły już pierwsze światła, a w oddali ukazały się ośnieżone alpejskie szczyty Nordkette, przykryte wcześniej grubą pierzyną szarych chmur… Za sprawą takiego widoku miasto stało się jeszcze bardziej atrakcyjne, niż przedtem!
Po krótkiej sesji zdjęciowej znów ruszyliśmy w trasę. Planowaliśmy jeszcze przed północą znaleźć się we Włoszech.
Na naszym kanale na YouTube możecie również zobaczyć krótki filmik z tyrolskiej trasy:
oraz z samego centrum Innsbrucka:
Podobał Wam się ten wpis? Byliście kiedykolwiek w Innsbrucku? Jakie są Wasze wrażenia? :) Czekamy na komentarze!
Mr_Szpak
29 grudnia 2014 — 14:08
Piękne zdjęcia… i piękne góry… Chyba dodałem sobie cel na 2015 rok…. ;)))
Ania Szymiec
4 stycznia 2015 — 23:56
Dziękuję! :) Bardzo się cieszę, że przyczyniliśmy się do dodania kolejnego celu na 2015.. Trzymam kciuki, żeby udało Ci się go zrealizować! ;)
Klaudia
29 grudnia 2014 — 23:30
marzy mi się to miasto. i Alpy. i południe Niemiec. i Szwajcaria. wiele podróżniczych marzeń już spełniłam, może te też się kiedyś uda :)
http://kochajaclato.blogspot.com
Ania Szymiec
4 stycznia 2015 — 23:58
Faktycznie, cały rejon przepiękny – Tyrol, Bawaria… Przez Szwajcarię tylko przejeżdżałam kiedyś, ale też chętnie bym się tam wybrała ;) Życzę Ci zatem, aby te kolejne podróżnicze marzenia spełniły się jak najszybciej! :)
Aleksandra Taskin
30 grudnia 2014 — 15:46
Świetne zdjęcia, aż chce się tam być.
Ania Szymiec
4 stycznia 2015 — 23:59
Dziękuję, cieszę się bardzo! Polecam wybrać się kiedyś do Innsbrucka i zobaczyć te widoki na własne oczy – naprawdę warto! :)
Ewa
30 grudnia 2014 — 16:03
Góry bardzo ładne! Sam Innsbruck, no cóż, nie znajduje się w top mojej listy marzeń, ale może kiedyś i tam trafię :)
Ania Szymiec
5 stycznia 2015 — 00:00
Właśnie dziś widziałam tę Twoją listę – strasznie długa, ale mega ciekawa! ;) Trzymam kciuki za odhaczanie kolejnych punktów! Jakbyś miała okazję zobaczyć Innsbruck, będąc gdzieś w pobliżu – szczerze polecam! :)
Bolivia 'In My Eyes'
30 grudnia 2014 — 16:30
Jako fanka skokow narciarskich (i Doktora z Alpejskiej Wioski), musze sie kiedys wybrac do Innsbrucka!
Ania Szymiec
5 stycznia 2015 — 00:02
W takim razie koniecznie! :D Ale o Doktorze z Alpejskiej Wioski szczerze mówiąc nie słyszałam (albo nie pamiętam), w każdym razie Wujek Google pomógł i już wiem o co chodzi.. ;)
wojazer.co
30 grudnia 2014 — 16:37
Przepiękne miejsce! Pasowałoby zapuścić się trochę dalej niż tylko do Wiednia ;)
Ania Szymiec
5 stycznia 2015 — 00:04
A nas z kolei w Wiedniu jeszcze nie było… :) Ale jeśli chodzi o Austrię, zdecydowanie polecam Innsbruck (oraz ogólnie Tyrol – widoki już z samej drogi były przepiękne!) i Hallstatt! :)
Bartosz Wudniak
30 grudnia 2014 — 19:21
piękne widoki i fajne miasto :)
Artur
30 grudnia 2014 — 22:36
Bardzo fajna relacja. :) A kiedy będzie Salzburg i Hallstatt? nie mogę się już doczekać :)
Ania Szymiec
5 stycznia 2015 — 00:07
Bardzo dziękuję! :) Akurat w Salzburgu nas nie było, ale Hallstatt odwiedziliśmy w drodze powrotnej – mam więc do opisania jeszcze Włochy i San Marino. Postaram się jednak, aby Hallstatt pojawił się na blogu jak najszybciej – takie pozytywne komentarze motywują mnie do działania! ;)